przysłowie chińskie: „konie zachodu, a woły wschodu naj-lepsze.“ Konie te dostają się na targi Chin w licznych karawanach, po kilka kroć na rok z Tybetu przez góry się przebierających. Średnia karawana, taka na przykład jak ta, w której podróżowali misyonarze katoliccy Hue i Gabet, składała się z 15,000 wołów długoszerstnych, z 12,000 koni i wielu wielbłądów. Karawany takie, ciężkie i niebezpieczne mają do przebycia w długiej drodze przeszkody; ale podróżni nie zrażają się niemi wcale, ufni w dobroczynną opiekę Buddy, do którego przyczyniają się za niemi Lamowie przez modły, w dziwaczny sposób odprawiane. Skoro tylko czarne chmury podniosą się nad górami, zapowiadając burzę, Lamowie udają się wnet na pewne wyniosłe miejsca, zaopatrzeni znaczną ilością papierków, wizerunkiem osiodłanego i okiełznanego konia stęplo-wanych; zaczynają swe modły i na igraszkę wiatrów 'ozpra-szają papierki, pełni wiary w to, że wszechwładny Budda zamieni wizerunki końskie w konie prawdziwe i niemi podróżnych poratuje. Tybet tak jest Lamazeriami napełniony, że nie byłoby w nim miejsca dla konia, jeżeliby Lamowie sami nie należeli do doskonałych wychowywaczy stadnin. W powołaniu tern górę przed innemi biorą tacy Lamowie, których najsilniej ożywia nadzieja przepowiedzianego opanowania Chin i Tataryi, przez wyznawców wielkiego Buddy i poddania mu całego świata. W głębszym mianowicie Tybecie, Lamowie wielkie utrzymują koni stada, zawsze pod mającą niebawem powstać kawa-leryą gotowe. Oprócz koni, hodują tam wielką ilość ogromnych psów, silnych i zmyślnych, a przeznaczonych także do odegrywania ważnej roli w wielkiej armii ke-lanów.
355