249
Przyjaciół Nauk; członkowie tegoż towarzystwa na swoich barkach wynieśli; wkrótce wyręczyli ich akademicy, którzy nie dozwolili złożyć trumnę na karawanie, ani wziąść ją na barki przez rzemieślników, o ten zaszczyt proszących, lecz ponieśli ją sami na miejsce wiecznego spoczynku, które sobie obrał za życia Staszic. Widziała Warszawa wiele wspaniałych i uroczystych pogrzebów, ale równie wielkiego w swojój prostocie, nie oglądała nigdy. Dzień był pogodny, śnieg biały pokrył ziemię, a lekki przymrozek orzeźwiał powietrze. Drogę do grobu milową napełniał tłum narodu kilkadziesiąt tysięcy. Próżny karawan postępował zwolna, a dostojnym zwłokom niesionym przez umiejącą cenie prawe zasługi naukową młodzież, towarzyszyły chóry kapłanów. Kiedy złożono w kościele bielańskim skromną trumnę, za zwłokami na katafalku, członek Towarzystwa Przyjaciół Nauk: Fr. hr. Skarbek, w wymownym głosie oddał hołd pamięci znakomitego ziomka. W końcu te wyrzekł słowa: „Żądał umieszczenia zwłok swoich, wśród tego świętego ustronia, w ziemi pod świeżą murawą, a nie pod głazem, klóregoby napisy, jego światowe znaczenie ogłaszały. Lecz ta skromna mogiła, którą dzisiaj uwielbionemu usypiemy, nie wyjdzie z pamięci rodaków; gdy wiosna świeżemi okryje ją kwiaty, odbędziem do niój pielgrzymkę, ocieniem ją drzewami, i często ją nawiedzać będziemy, i późne syny nasze przyjdą tu nieraz spocząć i powiedzą do dzieci swoich: „Tu spoczywa przyjaciel ludzi.“ My cośmy nieśli drogie szczątki jego, miejmy dozgonnie dzień ten w naszej pamięci! Jeżeliby nas*kiedy poduszczenie lub namiętność do czynu niegodnego prawych obywateli podniecać miała, niechaj nam wtedy głos sumienia powtórzy: „Tyś dźwigał zwłoki Staszica15 i niechaj ten odgłos wewnętrznego czucia chroni nas od tego, aby kiedy o nas nie powiedziano: żeśmy ostatniego obywatela do grobu ponieśli.'*
W dziesięć dni po śmierci Staszica, odprawiono żałobne nabożeństwo; wtedy wszedł na ambonę szanowny i ukochany rektor Uniwersytetu ks. Wojciech Szwejkowski, i wziąwszy za godło słowa Eklesiasty: „Poznałem, że dla człowieka nie ma nic lepszego, jak cieszyć się z czynów swoich i że to jest jego udział." Patrząc na tłumy napełniające święty przybytek przemówił:
„Gdyby życie ś. p. Stanisława Staszica ministra stanu raniej znanem było w kraju i w święcie uczonym, mógłby się kto zapytać, dostojni słuchacze, co waś do tej świątyni pańskiśj tak licznie zgromadza? Nie związki krwi, bo do zrodzonych w mierności nie wiełu się przyznaje nie pamięć na przodków, bo on pierwszy swe imię wsławił; nie wzgląd na pozostałą famiłję, bo on jeden dał się z niój poznać; nie okazałość pogrzebu, bo ten z wołi jego wyraźnój, miał być
jeden z urzędników zrobiwszy znaczny defekt nciekt, ale go schwytano i właściwemu sądowi oddano. Sekretarz Dyrekcyi przemysłu i kunsztów, na otrzymanym o tern raporcie, napisał taką decyzję: „Ponieważ NN. został wy-śledzon. przytrzyman i do Sądu oddań, więc ad acta.“ Gdy do podpisu te decyzję Staszycowi jako dyrektorowi przedstawiono, kazał przywołać jej autora, a zwróciwszy jego uwagę, że ad acta ten interes pójść nie może, kazał zawiadomić kogo wypada, o pochwyceniu winowajcy. Przerobiono decyzję, przyniósł ów referent do podpisu ministra. Ten przeczytawszy: „Dobrze to (wyrzekł), ale powiedz mi jednak , zkąd ci przyszło napisać pierwszą decyzję w takich wyrazach? „Zmięszał się nieco zapytany, ale wnet znalazł tłomaczenie, że to musi być dobrze, kiedy w składzie apostolskim jest o Chrystusie, że został umęczon, nkrzyżowan, umarł i pogrzebion, a oprócz tego czytał w rozprawach na posiedzeniu Towarzystwa Warszawskiego Przyjaciół Nauk czytanych, pochwałę takiego stylu. (Była to właśnierozprawa samego Staszica). „Dobrze to, dobrze, odpowiedział Staszic, pisz więc kiedy ci się tak spodobało." (Notata Grzegorza Jahołkowskiego).
28*