Towarzystwie Przyjaciół Nauk, Towarzystwie Robotników, Towarzystwie Dobroczynności i wielu innych.
Ceniony przez społeczeństwo za niestrudzoną pracę dla kraju, Callier stał się postacią niezwykle popularną w Poznaniu. Był niezmordowany i niestrudzony w swej pracy. Nie zważał rta Stan zdrowia, które z upływem lat coraz bardziej się pogarszało. Chwile słabości tłumaczył sobie przemęczeniem, jednakże serce nie pracowało już sprawnie, a lata spędzone w niewygodach i trudach wojennego żywota dawały znać o sobie.
W końcu 1893 roku nabawił się silnego zapalenia płuc, które przykuło go do łóżka. Wysoka gorączka nie ustępowała. Choroba postępowała naprzód. Serce, osłabione zapaleniem płuc, biło coraz słabiej. Mimo opieki Oskara i siostry, która nie odstępowała go ani na sekundę, nie było nadziei na polepszenie. Nie był starym człowiekiem, ale przeżycia i pracowite życie, które prowadził, pozostawiły ślady na jego zdrowiu. Przyjaciele odwiedzali go nieustannie, dopytując się o poprawę. Lekarze rozkładali ręce. Nie byli w stanie wyrwać go z choroby. Leżał już kilka tygodni, zdając sobie sprawę, że są to już ostatnie dni życia.
Nadszedł dzień 14 grudnia 1893 roku. Od wczesnych godzin rannych padał śnieg. Callier leżał nieruchomo w swej sypialni. Przy jego łóżku siedziała siostra, wycierając chustą zro-
szone potem czoło. Wydawało się niekiedy, że przestaje oddychać, po chwili jednak ciężki, świszczący oddech dawał znać, że serce nadal pracuje. W pewnej chwili Callier uniósł się na posłaniu i cichym ledwie dosłyszalnym głosem powiedział do siostry:
— Muszę przejść do swojego pokoju, jeszcze chcę popracować, muszę...
— Edmundzie, jesteś osłabiony, wysiłek może ci zaszkodzić, proszę, zostań w łóżku — prosiła łagodnie, głaszcząc go po rękach.
Callier jakby nie słyszał próśb siostry. Ostatnim wysiłkiem zwlókł się z łoża. Siostra podała mu ramię i tak wsparty, powłócząc nogami, krok za krokiem przeszedł do swojego pokoju. Usiadłszy w swym starym ulubionym fotelu, patrzał na grube foliały książek i rękopisów zalegające półki. Jego wzrok zatrzymywał się na każdej z nich. Wydawało się, że żegna się z nimi. Siedział tak godzinę nieruchomo, wreszcie szepnął:
— Daj mi, proszę, mój pamiętnik Trzy ustępy z powstania...
Siostra podała mu książkę, którą wziął do ręki i przycisnąwszy do serca gładził jej okładkę. W kilka minut potem już nie żył.
Poznań umiał doceniać ludzi wielkich, o nieprzeciętnych charakterach, o gorących sercach i niecierpliwych rękach. Calliera znali prawie Wszyscy mieszkańcy miasta, w którego życiu kulturalnym odegrał wybitną rolę. We wszys-
129
9 — Pułkownik Callier