przekonana, iż główny szturm feldmarszałka Iwana Paskie wieża nastąpi od rogatki Bel we-derskiej i Mokotowskiej lub Jerozolimskiej, to jest w miejscach słabiej ufortyfikowanych. Odrzucono możliwość atakowania Woli, będącej wraz z fortem nr 56 wokół kościoła najmocniejszą częścią obwarowania Warszawy. Nasz dowódca naczelny i dowódcy korpusów zbyt zaufali inżynierom i sztuce tych specjalistów od fortyfikacji. Rozmieszczenie umocnień było nieracjonalne. Na przykład brakowało wilczych dołów lub były niedbale wykonane. Były też takie umocnienia, których w ogóle nie obsadzono załogą i armatami. Generał Umiński oburzał się, że parokrotnie na jego odcinku równano okopy z ziemią, by nazajutrz znowu je odtwarzać. Nasi dowódcy uważali, że ataki na Wolę będą jedynie demonstracją.
Zgodnie z tymi przewidywaniami korpus generała Henryka Dembińskiego, któremu powierzono obronę odcinka Wola — Czyste liczył tylko trzynaście tysięcy pięćset żołnierzy i zaledwie dwanaście dział polowych. Trzonem tego korpusu była 3 dywizja piechoty Bogusławskiego. Przestrzeń za rogatkami Mokotowskimi i Jerozolimskimi zajął korpus generała Jana Umińskiego liczący dwadzieścia tysięcy żołnierzy i trzydzieści dział. W tyle za Umińskim na Koszykach stała artyleria rezerwowa generała Józefa Bema — pięćdziesiąt dział. Oprócz artylerii konnej polowej na szańcach
ustawiono sto osiem armat „wałowych”. Te ostatnie były na ogół przestarzałe. Niepotrzebnie na Pradze, właściwie nie zagrożonej, było pół setki dział przeważnie ciężkiego kalibru. Załogi pozostałej naszej piechoty rozproszyły się w kilkudziesięciu rozrzuconych na znacznej przestrzeni umocnieniach. W dodatku nie wszystkie z nich były nawet należycie ukończone. Z raportu generała Bogusławskiego jaskrawo potwierdza się rozproszenie słabych załóg na jego odcinku. W najważniejszym forcie nr 56 wraz z kościołem znajdowało się tysiąc dwustu żołnierzy z Sowińskim na czele. W kilkunastu „lunetach” było po paruset ludzi z różnych pułków liniowych i strzelców, a w okopie nr 66 znalazło się dwudziestu sześciu weteranów czynnych!
Po takim rozstawieniu sił Bogusławskiemu pozostało w rezerwie z szesnastu batalionów jego dywizji tylko dziewięć batalionów. Żołnierze czuli się nieswojo w okopach. W czasie dotychczasowych działań przyzwyczaili się do walki w otwartym polu, w zwartych szykach. To samo można by powiedzieć o dowódcach.
Gdy rankiem 6 września potężna carska artyleria rozpoczęła kanonadę i nastąpiły pierwsze ataki na polskie umocnienia, niektórzy nasi dowódcy w dalszym ciągu upatrywali w tym tylko demonstrację. Tymczasem nieprzyjaciel zdobywał fort po forcie. Roman Sołiyk, któremu podlegała artyleria wałowa, twierdził
129
9 — Generał Ludwik Bogusławski