•ss>----
rzyła chłopa w głowę tak silnie, że ten, jak podrzucony w^górę, zrobił młynka i potoczył się''w kąt, gdziewdegyma Bścianę oprzeć się musiał, aby nie runąć na z®ń1ięVb
Widoczną?, kobmJaBhoć mała i szczupła, ^iłną była i zdrową, 'skoro jednani kułakiem zdołała chłopa obezwładnić. Co prawday to tryumf jej nie mógł być.wielkim, bo chłop wyglądał tak, jakby mu już nie wi$fe do śmierci brakowało. Wzrok mętny i przygasły, usta sine, spiczasto sferczącelkctści policzkowe,'. twarz wydłużona i pieMS wklęsłe świadczyły, ijje to. suchotnik, któremu życi^ ostatni już dług wypłaca.
Kobieta chciała do niego przypaść, a może miała i zamiar uęłełzyćjjfefoł łęćz w tejra chwili chłop zakąszlnął, a zaraz polemtdajew rzuciła mu [Się ustami.
— O, rany Boskie! — krzyknęła kobieta — Jakie to mizerne ęhlopisko! Ledwie rękę przyłożyłam !.... Stachu, zatkaj gębę chustką, zaraź ci wody przynięadSBt
Pobięgła do studni, naczerpała, wody i wróciwszy, BrzyloHla garnuszek do ust męża, przyczem go pojgłowie pogłaskała.
— Widzisz — mówiła na pół dobrotliwie i szczerze zmartwiona — to cię tak Matka Boska ukarała, heifet.yku |akiś! Ną, pij!... Otrzej gębę;.. Clhisdź,Śfegnij na łóżku.
Chciała go podeprzeć ramieniem, ale fon ją trącił w bok i sam do łóżka doszedł; stęknąwszy ciężko, legł na'' niegi jak bez duszy.
Po dłuższej chwili, roztworzył powieki i rzekł na żonę patrząc:
— Franus1, nie* masz tafcgdzie mleka?
— A skądby się miało wziąć!? — zawołała kobieta — Jak mi dzieci chorowały, obchodziło cię co? Pozastawiałam się do koszuli, że jeno cztery ściany w Bibie żcistały i to, co na grzbiecie. Robiłeś co? Rozpuściłeś się, jak dziadowski bicz, a ja tu tymczasem zapożyczałam się tak, że kieb.y teraz i zdechnąć przyszło, już nicźego bez pieniędzy nie dosta-rnj. U tych „panów", gdzie „pieręjjf, wybrałam naprzód za pranie. Cóż se ty myślisz, że sama
— A cóż myślisz, że "mój świat? — przerwał mężczyzna — Nie róbma nic obojp. Ni mój świat! Zabrała ci ta: IwojńiMatka Boska dzieci, niech się już słanie, co chce. Dla kogo będę robił, dla siiebie^ I tak zdechnę i tak
‘Zdechnę! Nie mój świat!
■— I nie mój świat! — powtórzyła kobieta
— Święta idą! zaczął po chwili mówić mężcz)Tzna — A ni&Ch ta!... Mnie wszystko jęęłno!
— Mnie też! — Zawołała kobieta — Od wczoraj w gębie nic nie jńi"ałam i niC zdechłam jeszcze.
— A ja, czy jadłem?
— Piłeś i kurzyłeś fajkę!
— A l&jgj niby nie piłaś? .
— Jeden kieliszek.
— Widziałem, |t3?trzy kieliszki wypiłaś.
— Jeden kieliszek!
— Przysięgnij&kię!
— A cóż to, ja herptyczka jaka, żebym się o byle co przysięgała ? ...
— Ni^ przyniesie” mi mleka? — spytał mężczyzna fjżno wu ?
— Jak dasz-ipieniądzą pa mleko, to przyniosę.
— Skończ naprawkę, odniesęg! buciska i centy wezmę.
— Nie mogę się teraz ruszyć. W piersiach mnie kole.
— Byłbyś zdrów, gdyby „twoje kamraiy przyszły"; siadłbyś z nimi do kart, fajkę czmychał, wódkę chlał. Nie wiem to, jak jest? Teroz slękosz, bom/śjisz, za się fjad t'ob'ą zlituję. Niech ta, mnie już wszystko jedno!...
— To nie dasz?...
— Nie mam centów!
— Bodajeś taka zdrową-łbyła!