czasy dla Polaków pod zaborem pruskim; codziennie spadały jak grad nowe sposoby ciemiężenia ludności polskiej, a my bezsilni na próżno wyczekiwaliśmy jakiegoś pomyślniejszego jutra.
Znowu zabłysła nam gwiazda zwodnicza, pod postacią wojny prjięko-francuskiej. Mój Boże! ileż to się miało nadziei... niestety była to mrzonka biedaka o skarbach, których nawet oglądach mu nie wolno. Liczyliśmy na zwycięstwo Francuzów, na ukaranie buty krzyżackiej, pewni, że jeżfeli nad Francyą „gloria" zajaśnieje, to i u nas jeżeli nie wolność zupełna., to przynajmniej znośniejszy stosunki zapanują. Niestety ułuda ta roz-prysłaGgię jak meteor, z chwilą nądpjścia niepomyślnych wieści z pola walki Wiadomość
0 każdej przegranej bitwie przez Francuzów uderzała jak taranem w nasze serca, a sromotna klęska Napoleona pod Sedancm, bodaj czy nie boleśniej odczutą została w Polsce, aniżeli w sam,ćj Francy!.
Mrzonek już nie było, pozostała smutna, czarna rzeczywistość! Poddaliśmy się jej z całą rezygnacyą, zwalczając o ile tylko było w nasiej mocy zakusy germanizacyj-ne. Akcya wywoła reakcyę, ocknętisjny się
1 z biernej polityki przęrgliśmy do polityki czynnej. Zarówno w chacie jak we dworze na parterze czy na strychu, uczono dzieci czytać i pisać po polsku, modlić się po polsku a po Bogu najwięcej kochać Ojczyznę. Usunięcie Polaków z urzędów, wpłypęło również dodątnio dla nas, gdyż ze zdwojoną gorliwością rzuciliśmy się do handlu i przemysłu, a z biedy jaka nas po 63cim roku gnębiła poczęliśmy się otrząsać; dla wzajemnego kształcenia się w rodzinnym języku, pozawiązywa-no liczne towarzystwa, które prócz rozrywki, dawały nam nadto zabawę duchową. 1 dobrze się stało żeśmy^aę wzięli do pracy, zahartowaliśmy, się bowiem i przygotowali na ciosy, jakie nas jeszoze spotkać; miały.
* *
*
Już wyrosłem na młodzieńca i do szkół uczęszczałem czując najlepiej na własnej skórze ów osławiony system germanizacyjny wprowadzony w szkołach poznańskich. Mój Boże! i e to się przykrości ile impertynencyi zniosło od belfrów z nad Szprewy... a jak to bolałoj/gdy nawet wykładów religii słuchać musieliśmy w języku niemieckim! Rozgory-Ezony tą tyranią, ■ czerpałem często otuchę* u mego gwoździarza, którego nie przestałem odwiedzać. Jemu wylewałem uczucia moje i od niego zasięgałem rady na przyszłość. gSjfczciwy stary, gdym mu opowiadał co się w szkołach naszych dzieję, wzdychał i ody z łez ocierał, a głaszcząc mnie po głowie^ zachęcał do wytrwałości,'odzywając się zwykle: Zobaczysz dziecko, że na tern się nie” skończy; oni będą próbowali na nas jesźpzei gorszych rzeczy, zobaczysz że będą chcieli nas zupełnie usunśp|fó naszej jzjiemi, Dziś odbierają nam język; nitro przyjdzie kolej na religię, następnie na ziemię, a potem... potem pozostawią nam wspaniałomyślnie kij żebraczy!
Czyżby ąż do tego dojść miało? zapytałem.
„Zobaczysz, ja bo może nie doczekam tego. .Gzy im się uda, to już rzecz inna, bo większą jest moc Boska, aniżeli złość ludzka, lecz zobaczysz co „oni" jeszcze na naszej Rieini wyprawiać będą.
W chwili gdyśmy na ten temat prowadzili rozmowę, zrobił się ruch niezwykły w ulicy, wszystkie oczy zwróciły się w stronę mostu chwaliszewskiego skąd tentent kopyt końskich do uszu naszych dolatywał. W minutę przed ochami naszemi przesunął się powóz konwojowany przez konnych żandarmów, a w powozie siedział czcigodny arcybiskup gnieźnieńsko-poznański, dzisiejszy kardynał hr. Hulka Lędóchowski.
Zdrętwieliśmy na ten widok i dopiero po długiej chwili zdobyłem się na pytanie: „Go to znaczy? gdae om naszego arcybiskupa wiozą"? „Gdzie"? odparł gwoździarz z gorzkim uśmiechem, a „gdzieżby jak nie do więzienia".
— „Czyżby słowa twoje starcze już się spełnić miały"?