przeczyli ogrcmnej, a tak uderzającej różnicy między zwierzęciem a człowiekiem. Czyżby istotnie mógł być ktoś tak naiwnym, aby uwierzył, że można przez mięszanie i grupowanie atomów w retorcie wytworzyć lub rozwinąć myśl duchową albo akt woli,, W *ej postaci każdy widzi potworność wykładu materyalistycznego1*.
A przecie między wykładem tym, a objaśnieniem Spencera, nie masz żadnej istotnej różnicy. Spencer widzi w człowieku tylko atomy w ich różnych kombinacyach i ugrupowaniach. Dlaczegóż więc, według tego pojmowania, myślenie miałoby tak niezbędnie łączyć się z organizmem, że nie dałoby się kiedyś wytworzyć myśli w płynnym, stałym lub lotnym stanie?
A jeśli tak jest, to dlaczegoby nie miały z czasem powstać fabryki myślenia (jak chce Vogt), w których każdy, ubogi w myśli, mógłby nabyć potrzebnych mu zapasów? Do takich potwornych konsekwencyj musi doprowadzić gruby materyalizm. A więc świadomość ludzka, duchowe życie i walki duchowe człowieka, jego sztuki piękne i nauki, nie są niczem innem jak mieszaniną i kombinacyą atomów?! Mieszanina atomów miałaby odkryć prawa ciążenia, wynaleźć telegraf i utworzyć arcydzieła pezyi?!...
Gdybyśmy nawet przyjęli hipotezę rozwojową, to w żaden sposób nie mielibyśmy prawa rozciągać jej na człowie-k a. Przepaść między człowiekiem a zwierzęciem pozostałaby nieprzebyta!