174
■
czego obawiać. Lecz jeżeli ja odezwę się do pacholęcia: „Strzały leżą z tamtej strony dalej ciebie,” natenczas uchodź w pokoju, bo taka będzie wola Pańska.” Dawid więc ukrył się w polu, a gdy nadszedł pierwszy dzień miesiąca, ^asiadł król przy stole do obja-du. Wszyscy zajęli swoje miejsca, tylko miejsce Dawida stało próżne. Saul nic na to nie powiedział dnia pierwszego, sądząc: może Dawid jest słabym. Lecz drugiego dnia miejsce Dawida znowu było pró-żnem, natenczas Saul rzekł do Jonathasa: „Dla czego syn Izajego i wczoraj i dziś nie przyszedł do stołu?” Jonathas odpowiedział mu, jak się umówił z Dawidem. Na to Saul popadł w wielki gniew przeciwko swojemu synowi, i rzekł mu: „Synu wyrodny, czy ty sądzisz, że ja nie wiem iż ty, nie bacząc na własny i swej rodziny wstyd, kochasz tego syna Izajego? Dowiedz się więc, że jak długo on żyć będzie, nigdy nie będziesz bezpiecznym życia, ani korony; przyprowadź mi go, bo potrzeba ażeby on zginął.” Joua-thas chciał usprawiedliwić swojego przyjaciela; lecz Saul porwał za oszczep i chciał go nim przebić. Z tego przekonał się Jonathas, że jego ojciec nieodzownie postanowił zgładzić Dawida; wstał więc rozgniewany od stołu, i nic już nie jadł tego drugiego dnia, ponieważ martwił się losem Dawida, i tem, że i jego samego ojciec tak uiie ważył. Nazajutrz równo ze świtem udał się na pole, na którem ukrywał się Dawid, przyprowadzając z sobą małe pacholę i kazał mu zbierać strzały, które miał wystrzelić. Wypuścił potem strzałę, a gdy chłopiec biegł szukać jej, wystrzelił drugą jeszcze dalej, wołając na chłopca: „A nie widzisz tam dalej strzały za sobą, żywo pospieszaj i przynieś mi ją.’’ Chłopiec spieszył się wykonać rozkaz swego Pana, nie domyślając się niczego. Jonathas potem dał mu swoję broń, aby ją