26
— A ! to ty, Simaksin ! A gdzież Lelija ? — Chłopiec obejrzał się i, ujrzawszy opodal wiotką postać niewieścią, chylącą się do stóp Tunguza, by mu odpiąć łyży, umilkł.
— Cóż, ojcze ! jakże się masz ? — pytała dziewczyna. — A matka ? Czy żyje jeszcze ?
— Żyje.
— A dwa funty mąki, co wam posłał Andrzej,, otrzymaliście ?
— A jakże, ale ja nie wziąłem ; będziem mieszkać dalej u Mateusza. Poczciwy stary, sprawiedliwy stary... On jeden nie wypędzał, choć u samego krucho, o krucho! W lecie, gdy minie głodówka, to i ciebie zabiorę; będziemy mieszkać koło niego w namiocie na wzgórku.
— Nie puszczą — odrzekła smutno dziewczyna, ale widocznie nie umiała się smucić długo, gdyż ujrzawszy wyciągniętą dłoń Ujbanczyka, przyjęła ją z wesołym uśmiechem.
— Cóż porabiasz, Lelijo ?
Co mam porabiać? Nie kwitnę, a więdnę.., po tobie tęsknię, nie widzieliśmy się tak długo...>od samego południa !
Ba-bat ! od samego południa!... Nie kwitnę, a więdnę... Babat!... Od samego południa... południa... tęsknię — zakwokała z tym samym śmiesznym, trwożliwym gestem Simaksin,
Zachowanie się starej wywołało znowu huczny śmiech, z którym połączyło się wycie podrażnionych psów. Drzwi jurty stuknęły ; zwabiony niezwykłym hałasem, ukazał się w nich mężczyzna tęgi, barczysty, w krytym skórą jakuckim kaftanie. Przestąpiwszy ostrożnie wysoki próg i wyprostowawszy się, postąpił kilka kroków ku umilkłym na jego widok dzieciom.