71
Rzuciwszy na ogień datek dla brodatego „Bai-naja“, opiekuna myśliwych, zabrali się do wieczerzy, którą jednak spożywali z umiarkowaniem, po pierwsze dlatego, że tak zwyczaj każe, po drugie — dlatego, że zapasów mieli nie wiele, a nie wiedząc, jak długo brodzić mieli po tajdze za zdobyczą, oszczędzali w obawie, że im nie wystarczy.
— Ty, Foka, nie pij zbyt wiele herbaty! Zobaczysz, jutro biegać ci nie da! Od wody robi się człowiek ciężkim; zatknie ci pod sercem, opuchniesz cały; — radził Ujbanczyk, układając się spać obok brata, który już się był rozebrał i nagi, jak z bronzu ulany, siedział na pościeli, patrząc w zamyśleniu na ogień. Foka usłuchał, filiżankę do góry dnem przewrócił, czajnik odstawił, ale spać się nie zabierał, dotrzymując towarzystwa Niusterowi, który musiał jeszcze czuwać, aby psom zgotować strawę i nakarmić je.
Podwinąwszy po tatarsku nogi, siedzieli spory kawał czasu, słuchając łagodnego grania kipiącej w kociołku wody. Cicho potrzaskiwało palące się drzewo, cicho chrapali śpiący obok, naciągnąwszy na głowy futrzane kołdry, a głosy te miękkie, niepewne, to milknące, to niespodzianie wzmagające się, nabierały niezwykłej wyraźności wśród grobowej ciszy otaczającej ich pustyni, równie jak pokrywająca ją ciemność uwydatniała blaski palącego się obok ogniska. Nieświadomość tego, co się dzieje, tam, może blisko, ale poza kresem świetlanego koła, którego właścicielami się czuli, tam, w tych ogromnych, nieznanych przestrzeniach powietrza, śniegu i lasu, oblewających zwartą masą drobną wysepkę ich życia, napełniała zwolna ich dusze niespokojnem uczuciem trwogi i oczekiwania.
A cobyś zrobił, gdyby nagle pojawił się „on“ ? — szepnął niespodzianie Niuster.