12
wielkiego poety, i zachwycony tym skarbem, bez żadnego namysłu porwał książkę, a raczej resztę książki, i najspieszniej począł z nią uciekać. Przekupka a za nią wszystkie towarzyszki narobiły hałasu: prefekt przypadkiem znalazł się na rynku, i tak zdobytą książkę jako winowajca oddać musiał, i jeszcze poszedł na kilka godzin do kozy, rozmyślając nad swoją nieroztropnością, iż z właścicielką nie wszedł w układy, któraby zapewne rymy Jana Kochanowskiego była zamieniła na inne studenckie szpargałyl Wśród tych przeszkód zapal i miłość jego do poezyi z każdym dniem wzrastała: najwięcej czuł przyjemność ukryć się w zbożu i tam ołówkiem pisać co mu nutchnienie niosło. Któż opisze jego radość, jego łzy, gdy brat Andrzej wydrukowawszy tomik swoich wierszy, zamieścił oraz kilka poezyj Kazimierza, i przysłał mu ,tę książeczkę ze Dwowa. Byłto pierwszy krok Kazimierza w zawodzie poetyckim, pierwszy raz nieznane imię jego wyszło na świat (').
Zatrzymaliśmy dłużej uwagę nad chwilami młodości naszego poety: własne jego wspomnienia, i dopełnienie opisu lat pacholęcych biografa Lucyana Siemicńskiego, podały nam do tego nieprzerwany wątek. Przywodząc te szczegóły, mieliśmy na baczeniu głównie to, że właśnie charakter i stanowisko jakie zajął później Brodziński, wysnuły się z owych lat dziecinnych: jego rzewność, prostota, zamiłowanie ludu; słowem, cała rodowość i rodzimość, jak skromność, nieśmiałość i potulność poety, tam miały swój początek. W niejednej poezyi Brodzińskiego znedujemy najpiękniejsze odbicie ze wspomnień pierwszej młodości , które nas tyle i pociąga i rozrzewnia.
Mając lat ośmnaście w 1809 roku ukończywszy w Tarnowie szkoły, mimo wątłych sił ciała, udał się do Krakowa wraz z bratem Andrzejem; ztąd do księztwa Warszawskiego, gdzie się zaciągnął dnia 20 lipca do pułku ar-tylleryi jako ochotnik, a wkrótce jako podoficer przeszedł do dwunastej kompanii. Był w niej dowódzcą i kapitanem Wincenty Reklewski, wiekiem i charakterem zbliżony do Brodzińskiego, i zarówno namiętnie kochający literaturę i poezyą.
„W urodnej postaci Reklewskiego (mówi sam Brodziński) wszystkie zamieszkały cnoty: trudno było dać w nim pierwszeństwo jednej nad drugą. Najbardziej uderzała w oczy skromność jego, ta pierwsza ozdoba przymiotów i wdzięków. Dobroczynność, rada, wsparcie, i wstawienie się, były tajemne jego cnoty, którym i ja hołd wdzięczności na grobowcu przyjaciela składam. Czułe jego serce wzdychało zawsze do wsi, i większą część krótkiego tu pobytu swego, przepędził on na marzeniu o przyszłej w zaciszu szczęśliwości. Przyjemna wesołość w posiedzeniu z przyjaciółmi, stosowna powaga w dopełnianiu powinności, łagodność z niższymi, szczerość z poufałymi, uleganie wyższym, oto rzadki oręż, którym sobie serca wszystkich, nawet powszechnych nieprzyjaciół ludzi, podbijał Reklewski.”
Takimto wspomnieniem uczcił Brodziński pamięć swego przyjaciela i towarzysza broni: nie przykro więc było zwit rzchnictwo i służba pod takim do- 1
L. Siemi«foki.