163
domu do domu, zmieniając siedziby bez ogrzania się, po upływie niespełna dwóch lat powrócił do Warszav;y. Pobyt ten na Litwie przykre zrobił wrażenie na umyśle Orłowskiego; zapytywany nieraz od swoich współto-warzyszów, albo milczeniem zbywał, albo czasami dość gorzkiemi słowy swoje przejęcie malował. Można było przewidzieć, że Orłowski czując wyższość swojego powołania, i świetność talentu, nie zechce skłonić czoła przed skarbami złota, bo ten co jest stworzonym do wcielania słowa i czynu, co ogniem Prometeusza przelówa życie na płótno lub marmur, ten się nie poniży do tego stopnia, aby miał kadzić wypłowiałym zasługom.
Po powrocie do Warszawy, zajął się dawaniem lekcyj rysunków, i choć doznane przeciwności na Litwie mogłyby hiejednego zrazie, zmienić dobre myśli; Orłowski bynajmniej tern nieporuszony, zawsze wesół, pełen żartów i swawoli, rysował ciągle karykatury. Bardzo często, przypominając swoje wyprawy wojenne, lubił kreślić stójki i leże żołnierzy, w rozmaite grupy ułożonych, na koniach i pieszo, dniem i nocą.
Przyozdabiał te grupy ślicznemi widokami i dowcipnemi dodatkami, zwłaszcza na przednich planach; zawsze jednak miał wzgląd na miejsce od-bywającćj się sceny, któremu nadawał charakter właściwy tak, iż nie patrząc nawet na figury, widzieć można było, że przygoda odbywa się na naszych polach. Dwie kopie z podobnego rodzaju akwarelli widziałem w zbiorze pana Wójcickiego, a choć przez miernego artystę wykonane, można jednak domyśleć się o cudnej piękności oryginałów, bo lekkie uchybienia, i czasami niedokładne położenie krćsek, nie zmieni całego ukiadu grupy, i ogólnej kompozycyi. Jeden i drugi rysunek noc przedstawia, światło zaś misternie ukryte, i tylko na figury padające, czarowny sprawuje < ffekt.
W Wilnie dość często można było spotkać się z piórkowymi robotami tego artysty, i przypominam sobie jak proffessor Sannders, wykładając estetykę, i historyę sztuki w uniwersytecie, pokazywał uczniom kilka mistrzowskich jego robót, unosząc się nad pięknością, i uchwyceniem natury ze szczera jej prostotą. Kysunki te przedstawiały zwyczajnie pijaków, przy kuflu i dzbanie, albo też sceny szynkowe. Hrabia Walicki wielki niegdyś orędownik i malarstwa i artystów miał sztuk kilkanaście Orłowskiego na papierze gwaszem rzuconych; byli to średniowieczni rycerze w zbrojach stalowych, od niechcenia diaperyą przykryci, w rodzaju Salwatora Rozy. Te jego obrazki musiały być nieco póżnićj robione, bo artystyczne dotknięcia, przy najwierniejszem oddaniu właściwój barwy Btali, i gry tamże ko-lorow, w zachwycenie widza wprawiają. Musiał Orłowski będąc już w Petersburgu robić te obrazki na wezwanie hrabi Walickiego, i z niewątpliwego źródła mnie upewniono, że każdy ten rysunek po złp. 1500 był zapłaconym.
Pobyt Orłowskiego w Warszawie nie był długim. Wynikało to ztąd, że w miarę doskonalenia się swojego, postępów i usilności w pracy, nie odbierał współczucia ziomków swoich,- zwłaszcza w tym czasie, kiedy lada