Tymczasem przybiegł na pokład zastępca dowódcy kpt. mar. Wiktor Łomidze i objął komendę, a por. mar. Tadeusz Męczyński stanął przy telegrafie maszynowym. Odszukano również st. bosm. Nyka, celem usunięcia awarii steru.
Marynarze w czasie tego ataku z wielkim zapałem i podziwu godną odwagą i zimną krwią strzelali i z podziwu godną szybkością pracowali przy podawaniu amunicji. Ppor. mar. Strenger, mimo to że ranny, prowadził ogień przeciwlotniczy ze swoich 40-ek. Oddział ratunkowy z kpt. mar. Józefem Mostowikiem, chor. mar. Łapawą i ppor. mar. Lechem Dandelskim na czele zwijał się po całym okręcie, usuwając rannych, drobne awarie itp. Lekarz okrętowy por. mar. Neyman opatrywał rannych. Wszyscy na swoich stanowiskach, wszyscy podnieceni, ale wszyscy pracowali [...]
Atak się skończył. Trwał kilkanaście minut, ale rezultat jego był bardzo przykry. „Gryf” uległ awarii sterów i podnośników minowych, stracił dowódcę, kilku rannych. Anteny zerwane, żyrokompasy uszkodzone, dalmierz uszkodzony, reflektory rozbite i wiele innych drobnych rzeczy, poza tym zniszczone prawie wszystkie radiostacje. Messa okrętowa przedstawiała obraz nędzy i rozpaczy. Talerze porozbijane, na stole pełno szkła i rozbitych kloszy od lamp. Wszystko to zmieszane z ryżem z jabłkami, który był na kolację.
Na pokładzie uprzątano już ślady ataku. Ranni opatrzeni. Por. mar. Wachtel był już opatrzony, leżał w swojej kabinie, a przy nim był mar. Jackowski. Porucznik leżał blady i osłabiony, ale silny na duchu. Mar. rez. Bloch razem z oficerem sygnałowym usunęli ciało dowódcy, które nakryto banderą, a na wierzchu położono czapkę dowódcy. Ranny na początku ataku mat Karpowicz siedział jęcząc i trzymał się za brzuch. Chciano go podnieść, ujęto z tyłu pod ręce, wtedy wydał krzyk i spod ręki wypłynęły mu wnętrzności. Dostał odłamkiem, który rozpruł mu brzuch. Zaniesiono go na pomost nawigacyjny, gdzie siedząc oczekiwał cierpliwie na przyjście ratowników z noszami.
Nasz doktor miał sporo roboty. Pomieszczenie, w którym pracował, pełne było krwi. Pomosty, pokład, wszystkie schodnie, wszystko było zalane krwią. Ludzie chodzili ze spieczonymi wargami, zdenerwowani, co wyrażało się wielką ilością wypalonych papierosów. Wszyscy opowiadali sobie wrażenia z tego pierwszego ataku lotniczego. Najciekawsze, że artylerzy-ści poprzednio przed atakiem lotniczym lekceważyli sobie lotników, jednak przed chwilą mieli możność przekonania się, ile potęgi kryje w sobie ta broń, że przy posiadaniu najlepszego sprzętu przeciwlotniczego, przy najlepszym wyszkoleniu załóg we władaniu tą bronią, z lotnictwem należy się poważnie liczyć. Przypuszczano, że przed nastaniem ciemności atak może się powtórzyć.
Ze względu na awarię instalacji minowej postanowiono wysypać miny do morza jako zbyt niebezpieczne podczas ataku lotniczego, tym bardziej
85