i kadzidłem pachnący śpiew budził nas przed brzaskiem i usypiał o północy. Coś tak dziwnego szło od tego śpiewu, coś tak mocnego w swej bezsile, że nawet czasem - korząc się przed tym Czymś, nieznanym wielu z nich, a wielu ledwie pamiętanym - cela cichła onieśmielona i spoważniała. A śpiew dymił ciężkimi zwałami melodii monotonnej, ponurej i mrocznej, powagą słów zdeptanych w tym nieszczęsnym kraju, modlitwą, którą chyba tak jawnie, tak odważnie, tak uparcie i tak wytrwale jedynie w tiurmie jeszcze te półobłąkane, niedobite monaszki wołać u-miały o ratunek do zapomnianego Boga. Przedziwne, dojmujące wrażenie!
Z celi tej pamiętam jeszcze wgniecioną w kąt pod wieszadłem jakąś kobietę, która założyła głodówkę, chcąc wymóc na władzach puszczenie jej do zabranego do szpitala dziecka. Nie jadła absolutnie nic i już ledwie się ruszała. Pertraktował z nią dyżurny, raz nawet przyszedł sam naczelnik, drobny, szczwany lisek, w olbrzymiej futrzanej czapie, i coś jej gadał, obiecywał, tłumaczył, prosił. Nigdy nie mogłam dojść, jak się przedstawia sprawa tych tiuremnych głodówek. Dlaczego, jeśli kto odmówi przyjęcia chleba i zupy, robi się z miejsca taki ruch i tyle gadania o tym? Co władzom na tym zależy? Fakt jednak, że zależy. Tyle że nie na tym, aby więzień jadł, tylko aby oficjalnie przyjął pożywienie. Może go potem nie tknąć, byle nie zgłosił przez korpuśnego, że głoduje. Moja baba pod wieszadłem nie wymogła postem nic, tylko jej po prostu dano znać pewnego ranka, że dziecko umarło. Tarzała się pół dnia we łzach, darła włosy i krzyczała, a w południe kazała sobie dać podwójną porcję rybnej zupy i przestała mówić o dziecku.
Dnie i noce dłużyły się tam strasznie. Mimo wybitych szyb powietrze było duszne i ciężkie, w dzień gwar nieustający, a w nocy bezsilna walka nóg, ociężałych snem i pragnących się choć na chwilę wyprostować. Budziłam się nieraz przywalona do pasa zapaskudzonymi nogami rosyjskich bab, które nie mogąc w osypisku zabłoconych szkrabów pod stołem znaleźć swoich, najczęściej szły na oprawkę boso. Skutek był ten, że ty byłaś rogóżką, w którą sobie potem nogi te wycierały.
Raz - pamiętam - około północy ruch nagły zrobił się na celi. Pokazało się, że o tej porze właśnie przyszła kolej na naszą celę, aby szła do ławoczki. Sklepik charkowski był najzasobniejszy ze wszystkich, które widziałam w tiurmach. My, ostatnio przybyłe, nie mogłyśmy kupić nic, bo pieniądze nasze za nami nie nadążyły. Ale widziałam, co kupowały
96