rek z paryskiego Notre Damę oparte o brzeg kojki łokciami - dwie młode, nieznajome mi osoby.
- Niech pani do nas przyjdzie. U nas jest miejsce - mówi jedna z nich, o żbiczym, jak mech zielonym spojrzeniu, podczas gdy druga nie mówi nic, tylko patrzy na mnie z wyżyn swojej kojki błękitnymi oczyma. -Prędko! Niech pani włazi na górę, żeby kto inny nie zajął. My chcemy mieć tutaj panią- przynagla energicznie pierwsza i ciągnie już moje worki. - To bardzo dobra kojka. Blisko okna, jasna. I nie ma u nas wszy...
Jestem im niezmiernie wdzięczna za okazaną gościnność, ale jeszcze się waham. Chciałabym mieć bliżej Małą Władzię. Cóż, kiedy i ona jedno tylko miejsce zdobyła, i to w drugim kącie celi, na parterze pod oknem. Nie pozostaje mi zatem nic innego, jak przyjąć gościnę tych obcych, uprzejmych pań...
Bardzo mi śmiesznie dziś tak o nich pisać! Trudno mi uwierzyć po prostu, że był w moim życiu kiedykolwiek okres, gdy Helena z Marysią były mi obce i nieznajome! Zabawnie, jak to człowiek niczego naprzód nie odczuje i nie przewidzi... Nie wiedziałam, że włażąc wtedy na tę kojkę, wspinam się naprzeciw mocnej, oddanej, prawdziwej przyjaźni, którą miałyśmy znaleźć wszystkie trzy na tym wspólnym sienniku w Starobielsku.
Siedzę wreszcie na górze i - szczęśliwa z otrzymanego miejsca - zaczynam się rozglądać po okolicy. Teraz dopiero, kiedy się wszystko trochę uspokoiło i osiadło, widzę, jaka moc znajomych. I z więzień, i z transportów, i z wolności jeszcze. Po prostu kawałek Lwowa! Jest Złota Cesia i pani Stefania, ta z trzynastki na Specu, jest Bronia Przystajko, jest owa, uratowana ze szponów pajęczycy zza pieca, miedzianowłosa Ma-riela i wiele, wiele innych.
Jak we wszystkich sowieckich więzieniach mieszanina tu jak na dolinie Jozafata. W trzech połączonych ze sobą celach siedzi nas chyba ze dwieście! I kogo tu nie ma? Polki, Rosjanki, Rumunki, Węgierki, Ukrainki z Polski i te z Zakarpacia, Żydówki - wszystko! Wszystko też gada równocześnie, wszystko się kłóci, śpiewa, a jak dobrze pójdzie - bije i wyzywa od ostatnich. Taka jest zwłaszcza pierwsza kamera, gdzie z kilkoma wyjątkami zgrupował się najgorszy, najwrzaskliwszy element. Celę środkową, najmniejszą zajęły Żydówki. Na pryczach dmą się piernaty złapanych na granicy bogatych uchodźczyń z Węgier, Rumunii, Austrii, obok takich samych jak Szwarc, zawiedzionych, ubogich, wyłapanych
127