Birnbach, który przeprosił na chwilę towarzystwo i wyszedł w celu wyszukiwania gotówki. Zaraz po nim Zieliński, zostało nas więc trzech.
Nagle Zieliński woła: „Bombowce”. Jeden za drugim wybiegamy na pokład. Faktycznie, sześć samolotów leci nad portem. W górze słychać strzały ckm. Z drugiego okrętu jeden z kolegów woła: „Nasi”, „nasze samoloty biją się z niemieckimi”. Nasze samoloty, no to dobrze, niech się biją, myślę sobie. Byliśmy już tak przyzwyczajeni do takich rzeczy, że nie robiło to na nas wrażenia.
Zeszliśmy na dół i gramy dalej. Hohn ma bank. Kilkadziesiąt złotych leży do pobicia. Bierze karty do ręki i w tym momencie straszny huk rozdziera powietrze, za nim drugi, trzeci itd. Wyskakujemy do góry, widzę tylko samoloty i wybuchy bomb. Słyszę krzyk: „Uciekać, uciekać”. Robię skok i jestem na molo. Teraz już nic nie widzę, pędzę przed siebie, wpadam na budynek portowy. Jakieś 15—20 kroków ode mnie patrzę, a tu Hohn włazi pod jakąś pryczę, która nie wiadomo skąd się tam znalazła. Mój Boże, w tej chwili taki śmiech mnie ogarnął, że nie bacząc na niebezpieczeństwo, krzyczę: „Alojz, co robisz”! On krzyczy: „Padnij, padnij”.
W tym momencie jakaś siła rzuca mną o ziemię. Na chwilę tracę przytomność. Ocknąłem się i czuję, jakby ktoś walił mnie kijami po całym ciele. Za chwilę wstaję, przewracam się na bok. Z budynku, który był obok, gruzy; bomba rozwaliła wszystko, a kawałki spadające z góry leżały na mnie.
Tymczasem rozpętało się piekło. Samoloty bombardują wszystko, ziemia drży od wybuchów, chciałbym wleźć pod ziemię. Czuję odrętwienie, przez głowę przechodzi mi myśl: „koniec, już stąd nie wyjdę”. Czołgam się to tu, to tam i nagle widzę stos gruzów, jakieś belki. Czołgam się w tę stronę i jak struś chowam głowę. Ale ciekawość bierze górę. Wysuwam głowę i patrzę. Samoloty w dalszym ciągu bombardują i strzelają z ckm. Wybuchy, ogień, dym;
W tej chwili wzrok mój pada na „Jaskółkę”, coś chwyta mnie za serce. Potężny słup ognia wali do góry. Okręt zostaje trafiony i to poważnie. W tej chwili bomba znów eksploduje. Zamykam oczy na chwilę, otwieram i jak przez mgłę widzę jak „Jaskółka”, rozchybotana, powoli tonie.
Samoloty bez przerwy bombardują. Oto holownik „Lech” przewraca się, to samo ORP „Pomorzanin”. Pogrom, pogrom. Odwracam głowę, nie mogę na to patrzeć.
Jakieś 10 kroków ode mnie podnosi się czyjaś głowa. W tej chwili spotykamy się wzrokiem, to przecież mat Zieliński. „Karol” wołam głośno, „patrz, co się stało z «Jaskółką»”. Za chwilę leżymy obok siebie. Samoloty jak gdyby skończyły swoją robotę. Nie słychać wybuchów bomb, tylko serie z ckm polują na pojedynczych marynarzy, którzy jeśli zdążyli uciec z okrętu, leżą tak jak my na brzegu.
Teraz jest najniebezpieczniej, staramy się więc całym ciałem przylgnąć do tych belek. Leżę na piasku. Mam ha sobie tylko spodnie i czarny
109