— Co za łotr! — rzucił doktor Bucklcy do nas. — Przepraszam was na chwilę — otworzy! drzwi i wysiadł.
Carmcl skinęła na mnie i też wyszlyśmy.
To był Johnny — nie musiałam nawet widzieć wielkiego, czarnego motoru rzuconego na trawę. Był tak podobny do Colcttc. Różni li się chyba tylko długością włosów, bo jego były dłuższe. A poza tym nie miał tych śmiesznych brwi. Ale i tak wyglądał diabelsko. Kiedy tak mu się przyglądałam, mrugnął do mnie.
— Przepraszam siostrę za język, ale nic jestem w najlepszej formie — mówił bardzo wolno. Brzmiało to raczej złowieszczo, ale było miłe.
Jego ton doprowadzał Buckley’a do szaleństwa.
— Wstawaj, draniu. Nic ci nie jest.
Johnny podniósł się bardzo powoli. Jego nogi były długie i chude. Był ubrany w opięte, błękitne levisy. Tak wytarte, że w niektórych miejscach były prawie białe. Nie mogłam na niego patrzeń. Onieśmielał mnie, był taki wspaniały. Żałowałam, że nie mam na sobie dłuższego mundurka, bo wtedy nie musiałabym się wstydzić swoich grubych nóg.
Pokuśtykał do swego motoru i próbował go podnieść. Doktor Bucklcy pomógł mu. Marzył, żeby się go pozbyć. Uciec z miejsca wypadku. Ale Johnn/emu nigdzie się nic śpieszyło.
— A dlaczego to kręcisz się wokół szkoły dła dziewcząt? — spytał doktor Bucklcy podejrzliwym i odrażającymi tonem.
— Tak samo jak pan.
— Co masz na myśli? -— Bucklcy poczerwieniał z oburzenia.
Johnny rzucił mu przeciągłe spojrzenie i powoli wyjął paczkę
papierosów.
— Odwiedzam kogoś.
— Dlaczego?
— To jest brat Colcttc — powiedziałam. Bałam się, żc doktor Buckley każe go zaaresztować czy coś w tym stylu.
— Dziękuję. —Johnny uśmiechnął się do mnie. Jego przednie zęby były krzywe.
— Chcesz może wejść teraz na teren zakonu? — spytała Carmcl.
Johnny podniósł rękę do góry.
— Nie, już wszystko w porządku. Nie muszę tam wchodzić. Widziałem się z Colette, więc chyba teraz pokuśtykam do domu.
— No cóż, skoro fak uważasz — Carmcl wyglądała jakby jej ulżyło.
— Naprawdę tak uważam. Miody, zdrowy chłopak nic powinien tu dłużej się kręcić!
Wejście na motor zajęło Johnny'emu wieki. Kilka razy próbował zapalić.
— Mocniej, naciśnij mocniej, człowieku — doradzał doktor Buc-kley. — Boże, tym długowłosym dzicciuchom daleko jeszcze do prawdziwych mężczyzn...
Johnny spojrzał mi prosto w oczy.
— Powiedz Colette „cześć” ode mnie.
— Opowiedz mi jeszcze raz — poprosiła Colette.
Leżałyśmy na moim łóż-ku, a pierwszoklasislki spały. Przedtem
musiałam im opowiedzieć jeszcze jedną histx>rię o duchach, żeby się uciszyły. Zaczynały się uzależniać od moich historyjek. Colette głaskała mnie po wewnętrznej sUOilie łokcia.
— Jakłcgo kolom była twarz doktora Buckleya?
— Purpurowo-brązowa.
— Uwielbiam to! Nie mogę się doczekać, kiedy będę mogła porozmawiać o tym z Johnnym. Bucldey to taki idiota! — Colcttc położyła mi rękę na nodze.
Już mi nie przeszkadzała jej ręka na mojej nodze.
— Opowiedz mi o Johnnym. Jaki nosi rozmiar levisów?
— Trzydzieści.
— I naprawdę słucha Sex Pistols?
— Nie.
— Och!
— Tylko się popisywałam, kiedy ci to mówiłam.
— A kim oni są?
— Punkami. A ich wokalista nazywa się Jasiu Zgniłek.
— A może teraz Johnny ma już łch płytę, co?
— Może ma... — Colette zaczęła mnie całować. Przez cały czas, gdy mnie dotykała, myślałam o Johnnym. I było cudownie.
77