ny i czysty. Gdyby kto o tej porze zaglądnął do nas, a nie wiedział, że to więzienie, może by nawet nie poznał, na co patrzy. Każda kojka żyje swoim własnym życiem, każda z siedzących tu kobiet, posprzątawszy „mieszkanie”, sama umyta i uczesana, zajęła się już tym czy owym. Wiele z nas śpi, korzystając z tego, że w dzień, gdy nie wszystkie trzy leżą w przegródce, jest w niej o wiele więcej miejsca.
Naprzeciw naszej kojki, trochę na prawo, mieszkają Ukrainki. Co do ich przekonań politycznych żadna z nas nie ma ani złudzeń, ani wątpliwości. Odzywają się do nas wyłącznie po rusku i wiemy, że jak kanie dżdżu czekają zwycięstwa Hitlera. Wszystkie cztery to córki albo żony ruskich księży. Bardzo porządne stworzenia. Nigdy ze strony tych czterech właśnie nie spotkała nas żadna przykrość. Przeciwnie. Były taktowne i koleżeńskie. Co sobie myślą, co czują, czego pragną i o co się godzinami, twarzą ku sobie zwrócone, modlą wspólnie po cichu - to już ich sprawa. W to nie ma nikt prawa wglądać. Wolno mi jednak - w imię słuszności i prawdy - stwierdzić tu, że musiałyśmy w nich szanować godne i pełne charakteru zachowanie się wobec sowieckich władz, poprawność i uprzejmość w stosunku do Polek i to nawet, żeśmy je musiały lubić za ich uprzejmość i delikatność.
Ot, ta pierwsza z brzegu, ta drobna, zgrabna - to Ola. W swojej haftowanej sukienczynie z lnianego płótna, o lekko skośnych oczach młodej samy i kalinowych ustach - jest śliczna. Lubi do nas przychodzić na bajki, a ja znów lubię je opowiadać, kiedy ich słucha z przejęciem i bez tchu, jak dziecko. Druga z rzędu, Marusia - ta z warkoczami po kolana, i tamta, czarna jak ożyna, chora na serce Irka - nie chodzi nigdy z wizytami. Owinięte jednym kocem odmawiają godzinami różaniec albo haftują z dwóch końców jedną i tę samą serwetkę. Czwarta z nich tylko, Paraskiewia, nie jest ładna, ale mam wrażenie, że najinteligentniejsza z nich wszystkich. Twarz ma mizerną, trójkątną, a oczy - o charakterystycznym u Rusinów wyrazie kwaskowatego sprytu i nieufności - szo-winistki i ideowca. Jej pewno najtrudniej nałamać się do tych dyplomatycznie poprawnych stosunków z nami. Nigdy też, bez koniecznej potrzeby, nie zwraca się do nas, ale kiedy się zwróci, jest grzeczna i zawsze taktowna.
Nie o wszystkich Ukrainkach, które z nami siedzą, mogę to powiedzieć. Po większej części sprawy narodowościowe były u tych innych tylko dodatkiem, sednem zaś rzeczy klasowa nienawiść do inteligencji,
134