Rowy nasze znajdowały się w sąsiedztwie baterii nadbrzeżnej, która tej nocy bombardowana była nękającymi nalotami. Ściany rowów wykopanych w piasku obsuwały się za każdym wybuchem padających w pobliżu bomb, darnina spadała nam na głowy z prowizorycznych daszków porobionych z gałęzi i nią przykrytych. W krótkim czasie mieliśmy pełno piasku w oczach, w uszach, za kołnierzami i pluliśmy nim na wszystkie strony. W najbliższej przerwie wzięliśmy więc nogi za pas i wytrząsając w biegu piasek z ubrania, wróciliśmy do swego domku, gdzie przesiedzieliśmy do świtu.
Przez całą noc bombowce niemieckie falowymi nalotami co kilka minut przelatywały nad Helem, zrzucając bomby z lotu poziomego na baterię im. Laskowskiego. Wyobrażaliśmy sobie, że z naszych baterii musiała zostać jedynie kupa gruzów i żelastwa, lecz — jak się okazało — nalot był wyjątkowo mało skuteczny. Zginęło co prawda kilku ludzi, ale tylko jedna bomba trafiła w stanowisko bezpośrednio. Przeleciała między dwiema lufami, wybiła dziurę w betonie i uszkodziła podstawę, co na pewien czas unieruchomiło działo. Po kilkugodzinnym remoncie doprowadzono je zresztą do dalszej użyteczności.
Po paru godzinach snu obudzono mnie celem objęcia służby na kano-nierkach. Około godziny 7 stałem na betonowym falochronie portu rybackiego, przy zacumowanych okrętach, gdy nagle rozległy się przeciągłe gwizdy pocisków artyleryjskich.
Po chwili między portem wojennym a rybackim wystrzeliły w górę fontanny wody, znacząc miejsca ich upadków. Zwróciłem lornetkę w stronę Gdańska i ujrzałem niemieckie niszczyciele, a na nich nowe wybłyski, zapowiadające drugą salwę. „Jak dadzą skok 800 metrów, to będzie długo” — pomyślałem, biorąc pod uwagę metodę stosowaną na naszych niszczycielach. Rzeczywiście druga salwa poszła w las, za portem wojennym. (Zginął od tej salwy ppor. mar. Dandelski z „Gryfa”, trafiony odłamkiem w głowę. Znajdował się wraz z częścią załogi tego okrętu w lesie, na okręcie bowiem pozostawiono na czas walki jedynie obsługę artylerii).
Prawie natychmiast po drugiej salwie nieprzyjaciela ujrzałem sześć równoczesnych wybłysków na „Gryfie” i wstrząsnął powietrzem huk salwy. Po chwili włączyły się także cztery 130-ki z „Wichra”, który musiał nieco odczekać, aż „Gryf” się wstrzela. Rozgorzała klasyczna walka artyleryjska, którą obserwowałem w podnieceniu, znajdując się tuż przy osi, po której przelatywały pociski w przeciwnych kierunkach.. Trzecia salwa Niemców uzyskała nakrycie. Pociski upadły na port wojenny. Jeden z nich trafił w „Gryfa”, przebił posadzkę w kuchni oficerskiej i rozerwał się w pomieszczeniu podchorążych, gdzie na całe szczęście nie było nikogo. Nasze okręty prawdopodobnie od razu uzyskały nakrycie, bo już prowadziły ogień ciągły.
U Niemców zauważyłem trafienia. Jeden z nich się zapalił i mocno dymił czarnym dymem, zostając w tyle. Drugi oddalał się szybko, kładąc
125