archiwalne nie muszą znajdować się w archiwach. Pisma urzędowe (a może i nasze listy?) bywają materiałami archiwalnymi już w momencie powstawania, pisania, o ile tylko takie narzędzia jak wykaz akt potwierdzają ten fakt (albo my będziemy kiedyś „nadawali się do archiwizacji"). Jest w tej uprzedniości pewna nielogiczność. Z teorii kształtowania zasobu archiwalnego wiemy, że przyszłą wartość dokumentacji nie zawsze można przewidzieć. Wynika z tego, że walor materiałów archiwalnych przepływa od jednej do drugiej klasy dokumentacji, a nawet od jednego do drugiego obiektu (dokumentu, jednostki kancelaryjnej) w zależności od zmieniających się okoliczności i np. upływu czasu. Problem jednak nie w tym tkwi, a w tym, że dla zdroworozsądkowo myślącego człowieka, nawet intelektualisty, nawet historyka - profesora uniwersytetu, materiały archiwalne to jest to co wypełnia już faktycznie magazyny archiwalne, a nie to, co sądzimy akurat, że powinno do nich trafić. Nie podoba mi się taka rozbieżność. Lepiej, gdyby terminologia archiwistyczna nie odbiegała aż tak bardzo od rozumienia powszechnego, tym bardziej, że to rozumieniu powszechne materiałów archiwalnych i archiwaliów (one też są tylko w archiwach, prawda?) funkcjonuje w najlepsze w encyklopediach i leksykonach, stanowiąc element wykształcenia każdego inteligenta. Archiwistyka nie jest właścicielem terminów archiwalia czy materiały archiwalne. Wolałbym zatem, aby przez materiały archiwalne (archiwalia) rozumieć dokumentację uznaną za wieczystą i już zarchiwizowaną. Niestety, muszę powtórzyć w ślad za ustawą, po której stronie już wyżej stanąłem, że w tej książce przez materiały archiwalne rozumiem dokumentacją nadającą się do wieczystego przechowywania lub już wieczyście przechowywaną.
Padło tu już niejednokrotnie jakże poręczne słowo archiwalia. Obserwacja praktyki naukowej, a także powszechnej - społecznej, wskazuje na to, że jest to synonim materiałów archiwalnych. Ja też tak to rozumiem i proponuję, żeby nikt nie miał wątpliwości co do wymiennego stosowania tych dwóch terminów jako oznaczników tego samego pojęcia. Jest to wygodne również przy pisaniu tekstu archiwistycznego, kiedy nie chcemy w każdym kolejnym zdaniu powtarzać tych samych słów. Inaczej stosunek archiwaliów i materiałów archiwalnych widzi tylko „Polski słownik archiwalny", ale co o tym myślę, napisałem wyżej. Jest to przykład twórczości terminologicznej, z której w praktyce naukowej, a więc w codziennym życiu tych, którzy językiem fachowym się posługują, nic nie zostaje. Popełniono bowiem kardynalny błąd metodologiczny w odniesieniu do badań terminologicznych. Wymyślono logiczne rozróżnienie bez oglądania się na rozwój dotychczasowy języka fachowego i siłę praktyki. Jest jednak pewien niuans w odniesieniu do archiwaliów, który każe zalecać w niektórych sytuacjach unikanie tego terminu, a posługiwanie się „materiałami archiwalnymi". Otóż archiwalia nie funkcjonują w naszym prawie archiwalnym. Kiedy więc archiwista czy archiwistyk pisze tekst fachowy, nie powinien wahać się przed wymiennym ich stosowaniem. Kiedy jednak archiwista (bo archiwistyk raczej nie) występuję jako osoba urzędowa zwracająca się do innych osób urzędowych, nie znających literatury fachowej, a tylko regulacje prawne, niech mówi wyłącznie o materiałach archiwalnych.
Jak nazwać natomiast dokumentację jedynie czasowo przechowywaną? I tu ciekawostka pokazująca jak uznaniowy charakter ma nasza terminologia. Są materiały archiwalne, ale nie ma materiałów niearchiwalnych. A powinny być, normy językowe temu się nie sprzeciwiają. Mamy natomiast dokumentację niearchiwalną czyli taką, która trafia do archiwów bieżących i w nich po jakimś czasie zostanie zniszczona. Dokumentacja niearchiwalna w języku kwalifikacji archiwalnej oznaczana jest symbolem B z dodaniem, koniecznie, liczby oznaczającej liczbę lat, po której wolno dokumentację zniszczyć. Częstsze kategorie to B3,
11