A kiedy się już wagon ułoży do snu, kiedy całodzienny gwar przygaśnie, a miarowy huk bliskich kół rozkołysze już na dobre sen w człowieku, niespodzianie, na jakiejś stacji, wpada do wagonu prowierka. Kilku żołnierzy z latarniami depcze po nas jak po snopach, świeci z bliska w twarz i liczy - liczy - liczy i nigdy nie może się doliczyć. Każą więc złazić wszystkim z półek, tym z podłogi wstawać co do jednej, ustawiają nas w rząd i wtedy, wycierając buciska w nasze biedne, rozesłane już na noc koce i płaszcze, rachują nas znowu od początku. Czasem dzieje się I to zaraz z wieczora, czasem głęboko w noc, a czasem nad ranem. Tak -żeby uprzyjemnić życie! Widocznie owo przeklęte opukiwanie ścian po i kilka razy na noc i ciągłe spacery po dachu nie wystarczają!
Tak to mniej więcej wyglądały nasze dnie w tym transporcie. Oczy-j wiście mniej więcej tylko... Niepodobna bowiem odtworzyć słowami ; wszystkiego, co się składało na okropieństwo tego okresu. Słowo „upał”,
| choć znaczy to, co znaczy, nikogo nie może zmęczyć. Słowo „smród” -nie cuchnie. Słowo „wrzask” - nie rozsadza głowy. Ścisk nie jest spoco-i ny ani zziajany, ani zły. Ale trwać w upale, smrodzie, wrzasku i ścisku, ; w dusznym półmroku w dodatku, przez całe dwa tygodnie - to było na-i prawdę straszne! Ja może specjalnie mam prawo źle transport ten wspo-I minąć. Wytrzymać moje sąsiedztwo z lewej przez jedną choćby godzinę j byłoby już dostatecznie ciężko. A ja leżę pod tą tubą dzień i noc, dobę po
| dobie. Ktoś, gdzieś powiedział raz: „Nie wytrzymałbym, gdybym wie-
i dział, jak to zrobić...”. Ja nie wiedziałam też - i pewnie tylko dlatego ! wytrzymałam.
i Wodę zawdzięczamy wyłącznie odważnemu uporowi Cesi. Każdora-| zowe jej zdobycie - to walka naszego starosty z konwojentami. Jeśli nam
| wodę dawali na stacjach z dworcowych studzien, była czysta i świeża, i Ale potem skończyły się dworce ze studniami i czerpali j ą z rowów i młak
| przy nasypie. Piło się ją bez zająknienia, bo upały straszne, obezwład-[ niające wprost. Kto zamiast pić wolał się umyć, moczył w wodzie szmat-j kę i rozcierał nią na spoconym ciele brud i sadze. To jednak doprowa-[ dzało Zakarpackie do szału. Nie chciały zrozumieć, że ów przydzielony każdemu garnuszek wody był jego własnością i każdy miał prawo robić | z nim, co chciał. Raz - pamiętam - owa Cyla, zwierz nie człowiek, za-■ częła tłuc po głowie swoim zawszonym kabatem panią Adę - wyniosłą, wzgardliwą, szykowną panią Adę - kiedy podeszła ze swoim gamusz-' kiem do tuby, aby się umyć. Kabat, prócz wszy, miał jeszcze metalowe
155