Co to jednak znaczy - idea! Patrzcie na tę Hindę! Hinda idzie jak na wycieczkę! Hinda zbiera po drodze kwiaty i ma już spory bukiet w ręce. Grzęźnie wprawdzie tak samo jak my po kolana w błocku, tak samo gołe łydki na krzakach do krwi sobie kaleczy - ale objawów zmęczenia, niezadowolenia czy buntu nie doczeka się u niej nikt. Przeciwnie! Próbuje śpiewać. Katiuszę oczywiście. Zachwyca się krajobrazem. Mówi po rosyjsku przy każdej sposobności. Uśmiecha się do konwojentów jak do serdecznych przyjaciół. Ma wprawdzie wypieki ze zmęczenia i na pewno pustki w worku na chleb, ale ona - radosna pionierka walki z kapitalizmem i przyszła stachanówka - zbliża się do tego obozu jak do upragnionej, obiecanej ziemi! Tam będzie mogła nareszcie ze wszystkich sił i wedle najlepszego rozumienia pracować dla Sojuzu! Naprawdę budująca wariatka!
My też wzdychamy już do tego łagru, ale z innych nieco pobudek od Hindy. Jak na złość jednak, co się nam Loch-Workuta pojawi na dalekim nadrzecznym cyplu, to znów zapada za płowy grzbiet tundry. Za każdym razem na jej widok nabieramy sił. To już niedaleko! Już ją widać. Jeszcze tylko przejść te dwie falistości i będziemy na miejscu. Nic podobnego! Falistościom tym nie ma końca. Tundra pod palącymi ze zmęczenia stopami garbi się raz po raz nowym fałdem, a białawe plamy dachów na Loch-Workucie srebrzą się ciągle jednako odległe. Majak jakiś czy uroki? Nie do uwierzenia. Na płacz nam się już zbiera po prostu. I z rozdrażnienia, i z głodu.
Woda w mijanych bagnach jest brudna i czuć ją żelazem i stęchlizną. Nie każda ma odwagę jąpić, choć są i takie. Kładą się na brzuchu w błocie i chłepcząjak pies z przydrożnego bajora. Potem im błoto zasycha w smugach na brodzie i policzkach.
Rzeka płaskim, szeroko rozlanym lustrem wyłyskująca w wymulonej dolinie jest tak daleko, że tylko widok jej połysku orzeźwia i chłodzi. I to chwilami tylko, bo Workuta wije się jak srebrzysty węgorz przez tundrę, zatacza dalekie łuki, a kiedy podchodzi do nas znowu, to nigdy dość blisko, by można ku niej zboczyć.
I tyle dobrego, że nas już tu nie pędzą. Nareszcie nas nie pędzą! Idziemy noga za nogą, bo doprawdy nie mamy sił iść prędzej. Pochód rozpełzł się tak, że tych kilku konwojujących nas sołdatów straciło panowanie nad całością. Zresztą oni też są pomęczeni. Już drugi raz odbywają dziś tę drogę. Tylko ten jeden w siatce uwija się wokół nas na swoim
178