0190

0190



piec, i robię, co mi kazał. Maść szorstka, pełna ostrych jak piasek krupek, z trudem rozprowadza się po rozranionej skórze.

Dostaję trzy dni zwolnienia. Po trzech dniach - druga porcja maści i dalsze trzy dni. Świerzb przygasł widocznie, ale jest tak wkorzeniony, że go od razu wytępić nie sposób.

Mam więc dni wolne od pracy i jestem sama w pałatce. Od niepamiętnych czasów - sama! Te posypiające dwa kłębki w kącie nie liczą się przecież. To obie ogolone Gruenwald. Tak im awitaminoza owrzodziła wszystkie cztery nogi, że butów włożyć nie mogą. Mają zwolnienie jak ja. Piecyk kisi się mokrymi trzaskami, przewiędłe witki ziejąkwasem sparzonej zieleniny i tylko płótna namiotu bębnią na wietrze jak oszalałe...

Dziwna jest tutejsza pogoda. Albo siąpi zimny uporczywy deszcz zalepiający oddal watą mokrej mgły, albo gdzieś od krańców świata przez wichrzysko wściekłe, zirytowane, od którego cała pałatka łopocze jak biały, zimny płomień. Kiedy zaś nie ma deszczu ani wichru - są komary. Powietrze dosłownie jest mętne od komarów. Gdziekolwiek się człowiek ruszy, idzie nad nim wysoki słup metalicznego brzęku, gotów każdej chwili spaść czarnym rojem na twarz, ręce, nogi. Nakomamiki dostają tylko te, które idą do pracy. Inne - jeśli nie chcą być żywcem zjedzone -muszą się bez chwili odpoczynku opędzać gałęzią czy szmatą. Nigdzie i nigdy w życiu nie widziałam takiego ich mnóstwa. Trzeba po prostu mieć się na baczności, bo wpadają do ust razem z oddechem. Dopiero wiatr umie to gdzieś rozpędzić bez śladu...

Ten sam wiatr umie też na krótko rozpędzić i chmury. W pałatce robi się wtedy złociście, bo kremowy brezent, przejęty słońcem na wskroś, rozświetla się tak, że aż w oczy razi. Wyłażę wtedy przed namiot, siadam na pieńku nad samym urwiskiem i patrzę na ostatnią miłość mego życia - na Ural... Przyznaję, że mnie piękno jego zmogło mimo całej nienawiści do wszystkiego, co tutejsze, i że zakochałam się na starość, a bez wzajemności, w tym obcym, dalekim nieznajomym, który zębatym łańcuchem zalega tu cały horyzont, od jednego krańca po drugi...

Uralu nie można opowiedzieć. O każdej porze dnia i o każdej pogodzie jest inny. W deszcz i mgłę leży na oddali straszny i wrogi, cały jakby z czarnego metalu. W popielatej wilgoci powietrza - wieczne śniegi jego poszarpanych szczytów rażą wtedy nieskalaną bielą. Dziwny kontrast. Coś niby żelazo ze śmietaną... A kiedy wyjdzie słońce, przy każdym nachyleniu światła jest znowu inny. Umie się stać fiołkowy jak kro-

194


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
DSCF0464 (2) 100 altruizm mi, miasta, kraju i to zarówno u chrześcijan, jak i u pogan. W średniowiec
zz11 (2) Raz, dwa, trzy, cztery, pięć, sześć,Co jesienia zgromadzimy, to będziemy w zimie
IMGY21 (2) 142 Z. KRASIŃSKI: IRYDION * miałem wrogów tylko i braci kilku, co mi wiernie służyli — i
page0042 40 Któż więc jest ten co mi ^ przyniósł to co upolował i dał mi do jedzenia nimeś ty przysz
page0235 225 Jeśli pewni obserwatorowie wynajdą, że to, co mi się niewytłomaczalnem zdawało, da się
Jerzy Matuszkiewicz22 32TEKSTY PIOSENEK ŚLUBNE PREZENTY RÓŻA I BEZ Co mi dasz, co mi dasz do złotych
29 (71) 29 MOJSIEK. Nu, to ja zaraz psijadę po tego potraw, ale mi rzeknijcie zaraz, co mi dacie? bo
Po co mi programowanie? Żeby zwiększyć efektywność i ułatwić pracę. Języki programowania lub
93 Co mi te SST 16. Avez-vous un comitć SST? f~l Non □ Oui o Si oui, qui compose ce groupe? o N
walentynki ze cie kocham Ze Cię kocham - dobrze wiesz. Daj mi kosza, jeśli chcesz! Le
O mio?bbino?ro cO MI<0 BABBW<0 CAKO (Moje, óbrotyie, dąbe&be, ) "Gbawib ScKbcchb

więcej podobnych podstron