DOWÓDCA OKRĘTU SZKOLNEGO „LWÓW”
Po wykorzystaniu w Polsce urlopu w pierwszych dniach marca [1924 roku] wyjechałem do Cherbourga, gdzie przystąpiłem przy pomocy naszej placówki wojskowej do załatwienia z administracją portu wojennego formalności połączonych z remontem statku szkolnego w stoczni wojennej. W tym samym czasie Kierownictwo Marynarki Wojennej zakupiło u Francuzów parowiec, który również w Cherbourgu przerabiano na transportowiec wojenny „Warta”. Dowódcą był komandor Burchardt.
Po załatwieniu jak zwykle skomplikowanych u Francuzów formalności prace remontowe odbywały się według programu. Wieczorami i w święta spędzaliśmy czas spokojnie i przyjemnie. Wyjeżdżaliśmy czasem na wycieczki w okolice miasta rowerami, grywaliśmy w tenisa na placu kasyna oficerskiego, dokąd uprzejmie nas zapraszano. Żona przyjechała ze mną, pozostawiając dzieci pod opieką babki. Po drodze do Cherbourga mieliśmy sposobność pojechać do Paryża, którego dotąd nie znałem i który mogłem teraz trochę zwiedzić.
W pierwszych dniach czerwca, gdy roboty zbliżały się ku końcowi i gdy pozostawało jeszcze tylko dokowanie statku, przybyli z Tczewa oficerowie i uczniowie. Niebawem wyruszyliśmy z portu. Stary „Lwów” był wyjątkowo uprzejmy dla mnie podczas tej pierwszej podróży, a może to wiatry tak sprzyjały? Dość że całą podróż odbyliśmy z pomyślnym wiatrem i niespodziewanie szybko — jak jakiś parowiec. Pewnego poranka stanęliśmy na kotwicy na redzie Gdyni, po czym zaczęliśmy naszą zwykłą pracę.
Odbywaliśmy podróże dalsze i bliższe. Chociaż bynajmniej nie przynosiło to zysku, w dalszym ciągu zabieraliśmy ładunek,
297