0309

0309



zmieniają kierunek, jak im się chce, tak że niepodobna wytyczyć statkom stałej drogi. Muszą za każdym razem szukać sobie nowej. Czujemy to dobrze, odtrącani gniewnie to przez jeden, to przez drugi brzeg takiego świeżo wymulonego koryta. Barża stale chodzi w zakosy jak pijana. Od stateczku, który nas holuje, dzieli ją długa, stalowa linka, tak że pozostając za nim daleko w tyle barża wyprawia z nami, co jej się żywnie podoba. Od mijanych wysepek zawiewa zgniły smród trzcin, tkwiących czasem w suchym już piasku, a czasem w takim, który, cały popękany, podsycha dopiero na wietrze i słońcu.

Na dnie jednej z luk ustawiono ołtarz. Jest obraz Matki Boskiej Częstochowskiej, jest jakaś kapa z łóżkajako tło, są dwie świece. Wysiedleńcy poznosili, co kto mógł, żeby ten ołtarz trochę przybrać. Mamy też księdza. Co dzień w białej, po brudnej fufajce spływającej stule klęka przed ołtarzem i rozpoczyna z całą barżą głośne modlitwy. Mszy świętej jednak nie odprawia. Może nie ma przyborów, może sowieckie władze zabroniły - nie wiem. Widuję go jednak często w jakimś kącie barży, obok skulonej na klęczkach postaci penitenta. Spowiadają się przeważnie kobiety, choć widziałam też mężczyzn i chłopców.

Lekarza nie mamy żadnego, a bardzo by się przydał. W każdym prawie kącie każdej luki leżą chorzy. Angina, grypa, odra. Rozstroju żołądka nikt tu za chorobę nie uważa. Długa Krystyna i Mała Staszka z Lidy, które w ostatniej chwili przystały do naszego transportu - są samozwańczymi siostrami. Chodzą od chorego do chorego, robią kompresy i rozdają aspirynę. To wszystko. Innych lekarstw nie mamy. Ponieważ wsiadły, kiedy barża była już zapchana, nie było dla nich miejsca w żadnej z luk. Śpią przykryte jednym płaszczem na żelaznym dziobie. Rano są tak skostniałe, że nóg rozprostować nie mogą. Krystyna ma twarz jeszcze mniejszą niż zwykle, a Staszce został tylko uśmiech.

Pewnego dnia spostrzegam u któregoś z wysiedleńców brudną, wytłuszczoną książkę. Pytam, co to. Trylogia! Pierwszy, zdekompletowany tom Pana Wołodyjowskiego. Wpraszam się do kolejki czekających na ten rarytas ludzi - i oto pewnego dnia wojna, Sowiety, Amu-daria, wszy, głód - wszystko to znika bez śladu, a obejmuje mnie dobroczynnym chłodem szmaragdowa zieleń letniczka Imć Państwa Andrzejów, sapania Zagłoby i brzęki pszczół nad dzbanem. Najdroższa, nieporównana, niezawodna Trylogia! Umie sięjąprzecie na pamięć, zna dosłownie dialogi, wie, jaki będzie koniec każdego zdania - a przecie czyta się ją zawsze jak nową.

315


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
scan (9) gdy wieczne - jak im się wydawało - imperium legło w gruzach, mieli nadzieję, że w Rosji m
16.6. Dwa zwoje dnitu o promieniu R ustawionych tak jak na rysunku odległych o d tak, że ich os
kundalini reiki1d własnego mieszkania minimum raz na 14 dni albo częściej - tak często jak Wam się c
mechanika1 (podrecznik)1 24 Rys. 1.27 wartości r do t + At odpowiednio zmienia się wektor a, tak że
DSC00038 (36) Cóż więc powinniśmy czy ni t? Rozwój powinien odbywać się chyba tak. że z jednej stron
str 076 077 wość, a w ślad za nimi posuwał się nieprzyjaciel, tak że oddział pułkownika Wojniłłowicz
ręku (sic!), jeśli takowa u którego z pasażerów się znajdzie. Zdarza się również i tak, że otwory po
23709 pdl8 nie szkodziły, przychodziły tylko do bliskich popatrzeć, jak im się żyje i następnie wra
XIIStacja XIIPan ]ezus umiera na krzyżu Pan dał; Pan zabrał. Jak spodobało się Panu, tak zrobił. Nie
img045 •......— szego ich ułożenia, a zwiększa, gdy ułoży się je tak, że zajmuji

więcej podobnych podstron