lizny dla rannych i oporządzaniem oraz dojeniem krów. Mleko z udoju odnoszono wiadrami dla chorych w szpitalu. Mleka było dużo, gdyż kwatermistrzostwo miało pod dostatkiem bydła. Oprócz pozostawionego przez ewakuantów, przypędzono na Hel w dniach mobilizacji kilkadziesiąt sztuk zarekwirowanych w wioskach nadmorskich. Ponadto ewakuowani pozostawili świnie, kury, kaczki, gęsi itp., które też trzeba było doglądać.
Sytuacja żywnościowa w Rejonie Umocnionym zapowiadała się bardzo dobrze. Oprócz wymienionego inwentarza żywego, kwatermistrzostwo posiadało olbrzymie zapasy konserw i prowiantu suchego. Kościół ewangelicki na Helu cały był załadowany żywnością. Składowano tu: mąkę, kaszę, bekony w puszkach, smalec, ogórki kiszone i pokaźny zapas wódki różnego gatunku. Obliczano, że nagromadzonej żywności wystarczy załodze helskiej na pół roku.
Przez cały czas działań wojennych na Helu wyżywienie wojskowe było bez zastrzeżeń1. Każdy oddział samodzielny, kompania czy bateria miał swoją kuchnię połową, która bez przerwy dymiła na zapleczu stanowisk pozycyjnych, ukryta w zaroślach i dobrze zamaskowana. W porach posiłków z każdej drużyny lub obsługi działa wysyłano ludzi do kuchni z menażkami, względnie transporterkami polowymi. Przynosili oni ugotowaną strawę swoim kolegom do pierwszej linii. Pobierano również codzienny fasunek chleba i omastę (smalec, masło, konserwy, marmoladę itp.).
Trafiali się tacy żołnierze, którzy nie wytrzymywali nerwowo w pierwszej linii ciągłych ataków z powietrza i ognia artylerii. Ci wyjście do kuchni po strawę wykorzystywali dla ukrycia się w lesie i nie powracali do swoich okopów. W ślad za tym szły z oddziałów raporty do dowództwa obrony Helu o samowolnych oddaleniach ze stanowisk pozycyjnych. Z kolei dowództwo przekazywało te raporty do żandarmerii celem wszczęcia poszukiwań i ujęcia zbiegów. Trzeba było organizować leśne obławy za maruderami. Najczęściej zadania te wykonywali żandarmi konni. Zwykle do akcji za zbiegami wyruszał cały oddział konny, 16 jezdnych, którzy w szyku rozwiniętym przejeżdżali ostępy leśne, od cypla do Juraty. Kilkakrotnie taką obławą dowodziłem osobiście. Po przebyciu określonej połaci leśnej, konni wyjeżdżali na przesiekę i zatrzymywali się. Tu ewentualnie przekazywano dowódcy oddziału zatrzymanych maruderów, których następnie pod konwojem odsyłano do Helu. Podobnie jak na polowaniu, miotami przeczesywano cały zalesiony teren.
Maruderzy przeważnie ukrywali się pod wykrotami drzew lub w prymitywnych, wykonanych przez siebie ziemiankach, przykrytych gałęziami i igliwiem. Zaopatrzeni byli oni w suchary, konserwy itp., pochodzące z zapasów aprowizacyjnych rozbitych okrętów. Większość maruderów stanowili uciekinierzy z „Gryfa”, „Wichra”, kanonierki „Generał Haller”
282
Ocena przez autora sytuacji aprowizacyjnej różni się od krytycznych wypowiedzi na ten temat innych obrońców Helu.