coraz to inne zadania do wykonania, w ramach naturalnie instrukcji żandarmerii, a więc: służba sądowo-policyjna, wojskowo-policyjna, ochronna i inne.
Służba sądowo-policyjna na Helu w czasie wojny polegała na wykonywaniu czynności pomocniczych dla Morskiego Sądu Wojennego, w przedmiocie wykrywania i ścigania przestępstw objętych przepisami Kodeksu Karnego. Żandarmeria przeprowadzała dochodzenia wstępne, przytrzymywała (zabezpieczała) przestępców i dowody przestępstwa, następnie przekazywała sprawy prokuratorowi przy Morskim Sądzie Wojennym. Z kolei prokurator osobiście lub przez oficera sądowego prowadził śledztwo, sporządzał akt oskarżenia i zgodnie z Kodeksem Postępowania Karnego po uzyskaniu akceptacji właściwego dowódcy wojskowego wnosił sprawę do sądu.
W pierwszym tygodniu walk 2 Morski Pluton Żandarmerii w zakresie służby sądowo-policyjnej miał do czynienia z takimi sprawami, jak: samowolne oddalenie ze stanowiska pozycyjnego, dezercja z pola walki, ma-ruderstwo, kilka wypadków włamania do mieszkań prywatnych połączone z plądrowaniem za wódką, sokami, konfiturami itp. Był wypadek zastrzelenia por. mar. Okońskiego przez stojącego na czujce st. mar. Wojtkiewicza (lub Wojtylewicza — dokładnie nazwiska nie pamiętam).
Od zmroku do świtu obowiązywała godzina policyjna. Każdy, znalazłszy się w nocy na zewnątrz budynku, czy poza stanowiskiem swego oddziału, musiał znać obowiązujące w danej chwili hasło. Jeśli hasła nie znał, ginął od kuli napotkanego wartownika lub patrolu. Przed wieczorem każdego dnia dowódcy oddziałów otrzymywali ze sztabu obrony Helu w zalakowanej kopercie wypisane na kartce hasło i odzew. Podawano je do wiadomości każdemu, kto nocną porą musiał wyjść z kwatery oddziału. Bez hasła nikt nie mógł chodzić w ciemności, bowiem każda czujka czy patrol przyfrontowy miał prawo strzelać do kogokolwiek zatrzymanego, jeśli zapytany nie podał prawidłowego hasła.
Którejś nocy wyszedł por. mar. Okoński z oddziału torpedominerów1. Udał się na opuszczony wrak zbombardowanej przed kilku dniami kano-nierki, przycumowanej do mola w porcie wojennym. Coś tam szukał i przyświecał latarką. Na czujce u wejścia na molo stał st. mar. Wojtkiewicz, z tegoż oddziału torpedominerów. Spostrzegłszy sylwetkę ludzką przed sobą i błyski zapalanej latarki, krzyknął trzy razy: „Stój! Kto idzie! Hasło!” Nie otrzymał żadnej odpowiedzi, więc strzelił w kierunku sylwetki. Pomimo zupełnej ciemności strzał był śmiertelny.
Następnego dnia rano byłem w komisji sądowo-lekarskiej przy oględzinach zwłok por. mar. Okońskiego. Wlot kuli stwierdzono na prawym boku w okolicy dolnych żeber, wylot pod lewą pachą. W., zatrzymany w dochodzeniach przez żandarmerię, został decyzją sądu zwolniony od
286
Opisywany wypadek zdarzył się 12 września.