PIERWSZA PODRÓŻ M/S „PIŁSUDSKI” Z GDYNI DO NOWEGO JORKU
Postój w Gdyni był bardzo pracowity: dokompletowywano załogę, przyjmowano ładunek i przygotowywano kabiny. Jednocześnie robiono przygotowania do uroczystego poświęcenia statku i podniesienia bandery, co zostało wyznaczone na dzień 14 września.
Podczas podróży z Triestu do Gdyni zmęczyłem się bardzo, zmęczyłem się tym bardziej, że żyłem ciągle w naprężeniu nerwowym. Ostatnie tygodnie na stoczni były też ciężkie; pracowaliśmy wszyscy z największym natężeniem — zbyt mało było czasu.
Toteż usposobienie moje nie mogło się poprawić, gdy otrzymałem polecenie wyjść w dniu 14 września z portu i ponownie odbyć wjazd, jakby po raz pierwszy. Tyle było na statku do zrobienia, wszyscy mieli pełne ręce roboty i znowu wypadało pracować dzień i noc, ażeby nadążyć. A przecie mieliśmy przed sobą odpowiedzialną podróż do Nowego Jorku, którą — wiedzieliśmy — będą obserwowały wszystkie linie na północnym Atlantyku, gdyż teraz dopiero stawaliśmy się dla nich prawdziwymi konkurentami. Gdy otrzymałem polecenie wyjścia, powiedziano mi jednocześnie, że do portu muszę wejść z chwilą, gdy na maszcie Kapitanatu Portu zostanie podniesiony odpowiedni sygnał.
Wyszliśmy więc na redę Gdyni wcześnie rano i krzyżowaliśmy w zatoce. Starszy mechanik zakomunikował mi w pewnej chwili, że nie jest pewien manewrowania silnikiem prawym. Zachmurzyło się. Nad Gdynią uniosła się zasłona dymu, która najzupełniej przesłaniała widok na maszt Kapitanatu Portu. Gdy zaczynała dochodzić godzina 11 i gdy ciągle nie
396