Namyślałem się, zanim przystąpiłem do napisania książki, pomimo że wiele osób, z którymi dzieliłem się spostrzeżeniami, mówiło mi, iż byłoby to bardzo pożyteczne, wręcz konieczne.
Takich jak ja jest tysiące i będą tysiące. Ale nie mamy czasu mówić, a tym bardziej pisać.
Jeżeli jesteśmy kilka dni czy kilka godzin na lądzie w kraju, zapominamy i odrzucamy myśli o tym, co się z nami dzieje na morzu.
Pisać na morzu nie zawsze można. Pomimo pracy absorbującej jest dużo przeszkód. Albo statek rzuca i pisać jest bardzo trudno, albo się jest zmęczonym, albo na koniec tak przyjemnie jest spędzić parę chwil z dobrą książką.
Myśli tłoczą się bezładnie i wszystkie domagają się, żeby dostać się na papier jak najprędzej. Tak samo jak pasażerowie zawsze się tłoczą przy wejściu, żeby zacząć znowu się tłoczyć przy wyjściu. Każdy chce być pierwszy, chociaż wie, że czasu jest pod dostatkiem. Strofuję te myśli niesforne, odsuwam je do szeregu. Niech przyjdą wszystkie w ordynku stopniowym.
Na morzu posiwiałem, jak wielu moich kolegów, i wszyscy zatraciliśmy zdolność do pracy beztroskiej.
I dlatego myślałem, że pożytecznie będzie opowiedzieć wszystkim, a zwłaszcza matkom i żonom Polkom, dlaczego tak się stało. Może przyczyni się to do tego, że w Polsce odrodzonej i wolnej mężowie ich i synowie będą się uśmiechali, a razem z nimi ich matki i żony. I nie będą myślały, że wszelka kariera będzie dla ich synów dobra, byle nie zawód marynarza.
Morze. Ale nie to z brzegu i plaży. Nie romantyczne, gdzie każdy oficer pięknie wygląda w granatowym mundurze ze złotymi galonami i gładko odprasowanych białych spodniach flanelowych. W każdym porcie ma, jeżeli nie żonę, to kochankę. Pije dowolnie i ma bardzo mocne pięści. Każdy marynarz w każdym porcie idzie do najbliższej knajpy i nie opuszcza jej, dopóki nie wyda wszystkich pieniędzy, a także nie przepije ubrania. Jak opisał jeden z naszych autorów morskich, w kubryku czuć jeszcze zapach Kreolki, którą marynarz ściskał i całował w Porto Rico.
Pora skończyć z tymi bzdurami. Istnieje w rzeczywistości i interesuje nas morze inne. Bliższe, powszednie, z którym stykamy się co dzień, które ani lubimy, ani kochamy, ale które
431