Noc jest pogodna i wygwieżdżona, kiedy wychodzimy na dwór. Miasto śpi. Na ulicach ani żywej duszy. Ten sam szofer w haftowanej mycce na głowie i ten sam dowcip o kurorcie przy drzwiczkach. Po ulicach poznaję, że wiozą mnie na Brygidki. Kamień spada mi z serca. Strasznie bałam się Zamarstynowa.
Żelazna brama, wysoki próg i świadomość, że przestępuję go oto na Bóg wie jak długo. Czarna sień, przeciąg, jakiś zaspany sołdat na zydlu. Prowadzą mnie do dyżurki.
W małym jak sionka pokoiku - ścisk. Aż czarno od aresztowanych. Pierwszy też raz widzę tu dziewczynę w szynelu. Młoda jest, nawet niebrzydka, tylko strasznie chamska i bez przednich zębów. Drab w niebieskiej czapce pod gołą żarówką sprawdza moje papiery. Powiada, że mam oddać wszystkie cenności. Prócz pustej papierośnicy, różańca i teczki z rzeczami do mycia nie mam nic. Każe mi to wszystko oddać do przeglądu. Zabiera nożyczki, nóż, pusty pulares, zakrętkę od pasty do zębów, różaniec. Proszę, żeby mi go oddał. Nawet nie odpowiada. Potem zarządza osobistą rewizję.
Dziewczyna w szynelu odprowadza mnie w wąski korytarzyk przy dyżurce i rozbiera do naga. Kiedy jej próbuję tłumaczyć, że może należałoby zamknąć drzwi, podrzuca łopatkami i mówi, że tędy i tak muszą chodzić i że niczewo. Istotnie. Ma rację! Niczewo! Wstydzić można się tylko - ludzi.
Przede wszystkim odrywa mi gumy od podwiązek. Potem wyciąga gumę z reformów. Krzyżyka przypiętego do staniczka nie zauważa o dziwo, choć przeszukała inne rzeczy obrąbek po obrąbku. Wszystko, co ze mnie zdejmuje, rzuca po kolei na brudną, zaplutą podłogę. Nie wiem dlaczego. Mogła wszystko kłaść na zydlu w kącie. Widocznie to też należy do obysku.
Przez cały czas trwania rewizji odchodzi przez otwarte drzwi ożywiona rozmowa z tym drabem spod żarówki. Mało rozumiem, dość jednak, by być zadowolona, że rozumiem tak mało! Od czasu do czasu przechodzący obok nas sołdat albo ją uszczypnie, albo klepnie, za co - po rżącym wybuchu śmiechu - zostaje przez nią kopnięty w siedzenie. Dziewczyna ma najwyżej osiemnaście lat, śliczną cerę i ładne oczy, ale jest w jej młodości coś równie opacznego, jak w tym jej bezzębnym uśmiechu. Widać, że wcale nie chce mi dokuczyć. Odrabia swoje obojętnie, mało co myśląc o tym. Myślą za nią raczej jej wprawne palce, obmacujące
38