Co jakiś czas odbywa się rewizja na celi. Wypędzają nas wtedy na korytarz, wszystkie, co do jednej, nawet chore, a w celi zostaje kilkunastu dyżurnych. Podczas gdy oni rozkopują nasze sienniki, rozpruwają piernaty, wyrzucają na podłogę i łóżka zawartość naszych tobołków, krają pajki chleba itd., dziwczur w szynelu przeprowadza na nas osobistą rewizję. Nigdy nie można przewidzieć, co tym razem przyjdzie jej na myśl ci odebrać. Te same rzeczy, które już parokrotnie ocalały nam przy poprzednich rewizjach, tym razem zostają ci odebrane. Guziki, tasiemki do podwiązywania pończoch, paski od swetrów, spinki do jaśka... Mój krzyżyk, który wszyłam sobie w płaszcz, nie został jeszcze wymacany... Ale zawsze każda rewizja coś zakazanego wynajdzie.
Na celi żniwo bujniejsze. Zabierają wszystkie patyczki z miotły, wszystką sprutą włóczkę, wszystkie z pudełek od zapałek zrobione karty do kabały, szkiełka, sznurki - a nie dajże komu Boże cień ołówka czy papieru. Za to jak nic karcer! Do furii także doprowadzają ich nasze różańce. Kpią, że widocznie za dużo dostajemy chleba, skoro wystarcza go nam na takie głupstwa.
Cela po rewizji wygląda jak pobojowisko. Łóżka stoją blisko siebie, więc rzeczy wymieszane - moje, twoje, jeszcze czyjeś. To tylko muszę stwierdzić, że prócz wyżej wymienionych cenności, nigdy nam nic z naszych worków nie zginęło, choć były u niektórych rzeczy bardzo pokuś-ne dla tych dzikusów, których lada strzępek jedwabnej bielizny czy cieńsza para pończoch wprawić umiała w podziw i zdumienie...
Z końcem sierpnia dostaję pieniądze i pierwszą przesyłkę z domu. Trochę bielizny, druga bluzka, poszewka - z której robię sobie worek na rzeczy - chustki do nosa, sweter i pokrajane w kawałki mydło. Wszystkie mydła dochodzą nas pokrajane. Szukają, czy w mydle nie ma grypsu.
Boże! Cóż to za radość taka peredacza! Myślę, że podobnie odczuwają dusze czyśćcowe modlitwę żywych. Ktoś o nas pamięta! Ktoś trafił na nasz ślad! Ktoś o nas myśli.
Przesyłki dla więźniów przyjmuje się w porządku rosyjskiego alfabetu. Mniej więcej wiemy już, kiedy w miesiącu idzie jaka litera. Straszna to żałość, gdy się nic nie dostanie, a jeszcze większa, gdy za karę wstrzymają w całej tiurmie na ten dzień przyjmowanie paczek. Płaczą wtedy wszystkie na tę samą literę i muszą czekać cały miesiąc na powrót swojej bukwy. Inna rzecz, że i ta paczka, która dochodzi, bywa z reguły oblana łzami.
62