Reżyser: /krzyczy/. Świecę do stu tysięcy diabłów! /biega po scenie zły/ Nie, tu oszaleć mi przyjdzie przez ten europejski skandal.
Walenty: /powoli wychodzi/ Idę.Idę...Po co zaraz krzyczeć! Dam świecę i spokój w głowie.
Reżyser: Panie Flaczkiewicz,baczność - zaczynamy!
Sufler: Ale tu czuć myszami,że aż się w głowie kręci /kicha/..
Reżyser: Przestań Pan kichać! Zaczynamy! Księżę Habsburg i Margrabia Robert.Panie Flaczkiewicz, zaczynaj,że Pan,na miłość Boskę! /zaględa do egzemplarza/ Pan zaczyna od słów:"...na tym zimnym święcie ..."
Flaczkiewicz: Niech najprzód Walenty przyniesie świecę Suflerowi.
Reżyser: Po co Panu świeca,do zimnego świata.Przecież pierwszych kilka zdań Pan powinien umieć już na pamięć. Zaczynaj Pan,bo my chyba tej próby nigdy nie skończymy!
Flaczkiewicz: /zwrócony do Kiszkiewicza,recytuje rolę,komicznie gestykulując,z patosem/. Na tym zimnym świecie, o Księżę,jedna mogiła by się więcej rozwarła i moję duszę...
Kiszkiewićz: Nie wierzę ci Margrabio Robercie.
A jeśli, gdy ćię pierwszy raz ujrzałem,kazałem zawołać na zamek, to tylko dlatego, że w tym mało szlachetnym charakterze i wiernym męstwie widzę /przerywa recytację i woła w złości/ Przestać się Pan wykrzywiać jak małpa, kiedy mówię do ciebie! Gdzie tobie do roli Margrabiego Roberta!.
Flaczkiewicz: /z ironię/ Naturalnie, że ty od swojej kołyski miałeś do czynienia jedynie z samymi hrabiami.
Kiszkiewićz: Ty mi mojej kołyski nie wypominaj,ldr-ciarzu!
107