jej po prostu jak położyć na łóżku, tak była skatowana! Ale trzymała się cudownie! Trudno pojąć, skąd brała te siły. Nazajutrz drugie przesłuchanie. Bito ją znów kijami, żelaznymi kijami i linią, po całym - straszliwie po pierwszym śledztwie obolałym - ciele. Odnieśli ją nad ranem. I tak cztery razy pod rząd, co nocy brano ją do tej katowni „na żelaznych schodkach”. Tylko ci, co przeszli przez Zamarstynów, wiedzieli, co te schodki znaczą. Tam była cela tortur.
- To się nie da powiedzieć, co ona przeszła - mówi Olga. - Kiedy ją w nocy wywołali na te śledztwa, my wszystkie, Polki i Ukrainki, modliłyśmy się cały czas. Tak nam jej strasznie było żal. Takie to przecie wątłe, szczupłe i pomyśleć - matka siedmiorga dzieci! Mnie po prostu trudno mówić o tym. A jak nas podtrzymywała. Jak nas uczyła, jak się mamy bronić. Przed każdym przesłuchaniem każda z nas szła do niej jak do adwokata na poradę. Takiego człowieka ze świecą szukać - naprawdę. Nie mają żadnych dowodów i dlatego tak ją biją. Potem, po tych pięciu pierwszych śledztwach, miała długą pauzę. To się trochę wygoiła. Bo to była jedna rana... jedna rana... I wie pani - mimo wszystko - ten jej humor! Aż pojąć trudno. Zawsze taka równa, pogodna, uśmiechnięta. I u-czyła nas potem. Dawała nam lekcje francuskiego. I bajki, i historie nam opowiadała! Śliczne! Nigdy, nigdy nie zapomnę pani Kasi! To cudowny, kochany człowiek. A tak się modlić jak ona to żadna z nas nie umiała. Strasznie mi było żal, jak mnie przenieśli na inną celę. Jakby mnie wid rodnyj maty widłonczały. Bih me.
Ona sama, Olga, miała także bardzo ciężkie śledztwo. Też była bita, też męczona. Cały ten pobyt na Zamarstynowie wspomina jak piekło. Gdy przyjdzie noc, cały gmach krzyczy, jęczy, wyje. Bo śledztwa zawsze w nocy. Mężczyźni nigdy prawie nie wracają z nich o własnych siłach. Odnoszą ich pobitych i skatowanych do nieprzytomności. Ukraińców męczą, zdaniem Olgi, jeszcze chyba gorzej niż Polaków. Dużo też księży siedzi na Zamarstynowie. Raz - pamięta - porobiły sobie różańce z chleba. Wiedziały - więźniowie mimo wszystko wiele wiedzą - że wtedy, gdy one idą na progułkę, w jednej z parterowych ubomi myje się męska cela i że jest tam wśród nich także ksiądz. Udało im się cudem zbliżyć do okienka i poprosić go o poświęcenie różańców. Choćby sto lat żyła, nigdy tego nie zapomni. Przez kratę wysunęła się ręka - bezkształtny ochłap, krwawa miazga nie ręka - i nakreśliła krzyż nad kuleczkami z chleba.
74