ły. W czasie śledzenia tych samolotów, kilka minut po godz. 15 od strony półwyspu znad lasu zaatakowała nasz okręt silna eskadra wrogich samolotów (około 15 sztuk). Natychmiast otwarto ogień do atakujących nas samolotów. Tym razem ogień nie był skuteczny. Wróg zaatakował nas z lotu nurkowego. Pierwsze bomby spadły przed dziobem okrętu, następne na dziobie z prawej burty obok działa nr 2. Spowodowały one straty w ludziach oraz zniszczenie nkm na pomoście, które teraz właśnie były najbardziej potrzebne. Okręt zadrżał od wybuchu bomb. Wróg ośmielony sukcesem, zaczął śmielej atakować. Nasza broń tym razem nie była w stanie odstraszyć rozzuchwalonych piratów. Następne bomby padły obok prawej burty na śródokręciu na rufie. Woda zaczęła się wdzierać czterometrowym otworem spowodowanym wybuchem bomby na śródokręciu. Okręt nabierając wody zaczyna przechylać się na prawą burtę. Dowódca zarządza opuszczenie okrętu i ratowanie rannych. Zdrowi i lekko ranni wydostają się lewą burtą na molo falochronowe. Samoloty z lotu nurkowego atakują z broni pokładowej okręt i bezbronną załogę.
Po wydostaniu się na molo razem z innymi padłem na beton, aby uniknąć trafienia przez pociski karabinów maszynowych, które dudniły po betonie. Leżąc na molo, usłyszałem krzyk któregoś z marynarzy: „Gdzie jest ppor. Mamak? Został ciężko ranny na pomoście bojowym”.
Ponieważ okręt odchylał się prawą burtą od mola i dostanie się na pomost było już niemożliwe, pobiegłem do dziobu okrętu. Od rogu mola po zrzuceniu płaszcza i butów skoczyłem do wody, aby dopłynąć do miejsca, gdzie w czasie przechyłu okrętu mógł się znajdować pomost bojowy. W ciągu niecałej minuty przebyłem odległość około 70 m i dopadłem już na wodzie ppor. mar. Mamaka. Ranny jeszcze sam potrafił utrzymać się na wodzie. Złapałem go najpierw pod pachę i próbowałem płynąć bokiem, ale stwierdziłem, że oberwana wyżej kolana noga, wisząca wraz z butem na żyłach, uniemożliwiała płynięcie bokiem. Złapałem więc rannego za kołnierz marynarki i płynąłem na wznak w kierunku brzegu. Z powodu pływającej na powierzchni wody rozlanej ropy oczy piekły, a w ustach czułe.";: nieprzyjemny posmak.
Skacząc do wody czułem się silny, ale kiedy złapałem rannego w mokrym ubraniu, uświadomiłem sobie, że do bliskiego mola płynąć nie mogę, gdyż jest wysokie i wydostanie się na molo będzie niemożliwe. Poczułem się bezradny, a siły opadały. Szczęście jednak mi dopisało, złapałem pływające obok uszkodzone koło ratunkowe, oparłem zdrowe ramię rannego na kole i w ten sposób płynąłem w stronę plaży oddalonej około 300 m. Płynąc w kierunku plaży z zadowoleniem widziałem, jak dwóch marynarzy w awanporcie w pośpiechu wylewało wodę ze stojącej na brzegu łodzi. Zrozumiałem, że pospieszą mi z pomocą.
Sam do łodzi nie wszedłem, chociaż próbowano mnie za kołnierz wciągnąć. Po oddaniu rannego do łodzi, sam dopłynąłem na plażę. Ponieważ brak było noszy, na wyrwanych drzwiach szopy umieściliśmy porucznika
65
5. Ostatnia Reduta