I
sy, które przecinają na różnych wysokościach cylindryczny klosz lampy.
Lecz ich tory tylko w nielicznych wypadkach przebiegają koncentrycznie; prawie wszystkie wydłużają się w jedną ze stron, w prawo czy w lewo, niekiedy tak dalece, że któraś z drobinek niknie w ciemności. Ale wraca szybko — ta sama, a może inna — i od razu zwęża swą orbitę, by wirować wraz z resztą w kręgu ostrego światła o mniej więcej półtorametrowej średnicy.
W tym samym czasie niektóre elipsy zwężają się do tego stopnia, że stykają się z kloszem po Obu jego stronach (przędnej i tylnej). Wówczas elipsy osiągają, licząc w obu kierunkach, swą najmniejszą rozpiętość, a drobiny — swą największą szybkość. Lecz nie wytrzymują długo tego przyspieszenia: żywe ogniwa obwodu rozsuwają się nagle i powracają do poprzedniego rytmu obrotów.
Zresztą ponieważ mamy tu do czynienia z amplitudą, kształtem i konfiguracją mniej lub bardziej odśrodkową, więc wewnątrz roju zmiany torów są prawdopodobnie bezustanne. By móc je śledzić, trzeba by rozróżniać poszczególne owady. Ponieważ jest to niemożliwe, tworzy się pewna zespołowa ciągłość, w której granicach częściowe załamania, przyloty i odloty oraz rozmaite przemieszczenia nie dają się zliczyć.
Przenikliwy, szybko urwany krzyk jakiegoś zwierzęcia zabrzmiał tuż obok, chyba w
ogrodzie, u podnóża tarasu. Po upływie trze< ii sekund ten sam krzyk sygnalizuje obecność zwierzęcia ipo drugiej strome domu. 1 znowu zapada cisza, która nie jest ciszą, lecz wy padkową, sumą identycznych, kolejno roz legających się po sobie krzyków, coraz bardziej stłumionych, coraz dalszych - w gąszczu drzew bananowych, niedaleko rzeczki, może na przeciwległym stoku; wypełniają całą dolinę.
Teraz odgłos jest bardziej głuchy, trwa dłużej, przyciąga uwagę: rodzaj warkotu, sapania czy pomruków.
Lecz zanim został dokładnie rozpoznany, już ucichł. Ucho daremnie stara się odszukać go wśród nocy; znów świdruje je tylko syk lampy gazowej.
Jest płaczliwy, cienki i jakby sapiący. Lecz ta niejednorodność pozwala mu zachować harmonię w każdym rejestrze. Nie ustając ani na chwilę, stłumiony i świdrujący, wypełnia czaszkę i jednocześnie, jak gdyby dobywając się zewsząd — cały obszar nocy.
Wokół lampy krąg owadów jest ciągle i dokładnie taki sam. W miarę wpatrywania się weń, oko zaczyna w końcu odróżniać w tej masie poszczególne drobinki, większe od innych. Nie do tego stopnia wszakże, by móc określić ich rodzaj. Nawet i one tworzą na czarnym tle jedynie jasne plamy, w miarę zbliżania się do światła coraz bardziej lśniące, które raptownie zmieniają się w zupełnie
107