w pierwszej chwili, czuje się wykorzystana, jednak z drugiej strony współczuje matce. Sarastro poucza ją, że największą „zemstą” jest wprawianie się w miłości bliźniego i zaniechanie nienawiści. A potem śpiewa właśnie ową arię, która przyprawiła Maję o gęsią skórkę.
„W świątyni świętych progach
Nieznany zemsty jad,
Gdy człowiek zmyli drogę,
Przez miłość znajdzie ślad.
Przyjazna go kieruje dłoń,
By lepszych światów szukał on”.
Maja w zamyśleniu odłożyła libretto. W uszach jej zabrzmiał ponownie potężny głos solisty. Jeszcze szczelniej opatuliła się kocem. Marzyła o tym, żeby już więcej nie marznąć, żeby móc się naturalnie cieszyć na dzisiejszy wieczór. Bo przecież to cudowne, że będzie mogła porozmawiać z samą panią Gunther. A jeśli ta rozpozna jej chorobę? Co wtedy? Czy coś powie?
„Przyjazna go kieruje dłoń,
By lepszych światów szukał on”.
Maja pomyślała o liście objawów anoreksji, a potem o zdaniu: „Okłamywanie samego siebie na dłuższą metę może prowadzić do śmierci!”
Czy już nie najwyższa pora przestać się oszukiwać? Czy sama sobie z tym poradzi? Czy to nie kretynizm zwierzać się jakiejś psychoterapeutce? Czy nie wyjdzie na idiotkę, jeśli poprosi Gudrun Gunther o radę?
„Przyjazna go kieruje dłoń, by lepszych światów szukał on”.
Maja spojrzała na rozpływające się przed nią litery. Tak bardzo chciała „szukać lepszych światów”. Wolna od strachu
Czy powinna spróbować? Nie wiedziała.
*
Prywatnie Gudrun Gunther uśmiechała się równie rozbni jnjąco, jak wtedy, gdy zasiadła za biurkiem, żeby odczyta* uf/.niom fragmenty swojej książki.
- Miło, że tu jesteś - powiedziała do Mai, przekroczywszy próg pokoju. - Ełla dzwoniła do mnie, że dzisiejszy wieczór spędzimy we trójkę.
Uścisnęła rękę dziewczyny i usadowiła się w skórzanym fotelu.
- Ale najpierw coś do picia. Kieliszek czerwonego wina nie byłby wcale taki zły! Dzisiaj naprawdę sobie na niego zasłużyłam.
- Ciężki dzień? - spytała przyjaciółka.
- W normie - odpowiedziała psychoterapeutka, przez chwilę masując palcami skronie.
- Wolno pani rozmawiać o swoich przypadkach? - zagadnęła ją Maja.
Gudrun skinęła głową.
- Tak, ale oczywiście bez nazwisk. Co chciałabyś wiedzieć?
Maja zakłopotana podciągnęła trochę wyżej koc. Znowu
usiadła w rogu tapczanu i narzuciła na siebie pluszowy, miękki pled. Ciepły i przytulny.
- Ach, właściwie nic konkretnego. Albo jednak - kim są pani pacjenci? Nie pracuje pani przecież w szpitalu?
- Prowadzę własną praktykę - wyjaśniła Gudrun Gunther. Zrobiłam specjalizację z zakresu psychologii młodzieżowej,
zajmuję się więc małymi dziećmi, młodzieżą, ale także dorosłymi. Najczęściej w związku z ich dziećmi. Tak zwana terapia rodzinna.
- Małymi dziećmi?
Gudrun zaśmiała się cicho i wychyliła kieliszek za zdrowie swojej przyjaciółki.
- Tak. Pomyślałam właśnie o tej małej dziewczynce, którą kończyłam dziś leczyć - odchyliła się odprężona. - Ta mała...
przez chwilę szukała dla niej imienia - dajmy na to Anna, przyszła do mnie ze swoją matką. Miała cztery lata i dosłowni* • czuła „gówniany strach” przed toaletą.
Jak to?
(iudrun znowu parsknęła śmiechem. Był tak zaraźliwy, że luja szybko poczuła, jak ogarniają błogie odprężenie.
Nie rozgryzłam tego do końca. Prawdopodobni*• l.l<> j*i