134 Rozdział III. Wzlot i upadek Bohatera Polaków
z wieczności, może przekroczyć wszelkie prawa czasu i przestrzeni, natury i rozumu. Takie słowa są dla ludzi „znakami niezrozumiałymi”, signes incomprehensibles.
Nieszczęsny, kto dla ludzi głos i język trudzi:
Język kłamie głosowi, a głos myślom kłamie;
Myśl z duszy leci bystro, nim się w słowach złamie,
A słowa myśl pochłoną i tak drżą nad myślą,
Jak ziemia nad połkniętą, niewidzialną rzeką.
Z drżenia ziemi czyż ludzie głąb nurtów docieką,
Gdzie pędzi, czy się domyślą? —
(III, 158)
Prawdziwą przyczyną neurozy.językowej Konrada było wiec chorobliwe przekonanie o nieprzezwyciężalnym rozdźwjęku między myślą _a słowem, _o .bezsilności .słowa wobecTmysIhTo przeświadczenie gnębiło nie tylko poetów i nie tylko romantyków, ale trzeba przyznać, że jedynie oni przeżyli je w tak niezwykłym natężeniu. Dzisiejsze językoznawstwo naukowe zachowało zdrowy umysł dlatego, że woli się nie zapuszczać w otchłań, do której schodzili lingwiści XIX wieku, od Wilhelma von Humboldta zaczynając, a na Aleksandrze Potiebni kończąc. Dotyczy to zwłaszcza problemów, które wprowadzały romantyków w wir: moja myśl a moje słowo, słowo między moją myślą a myślą innego, myśl innego a jego słowo. W każdym razie w kulturze śródziemnomorskiej, w której — jak zwraca uwagę Ernst Cassirer — sam grecki termin logos „sugerował zawsze i podtrzymywał wyobrażenie o zasadniczej tożsamości aktu mowy z aktem myśli”15, pytanie o to, czy słowo jest sprawnym narzędziem myśli, otwierało zawsze czas nerwic językowych.
Przejawiały się one w bardzo różny sposób. U Shelleya, na przykład, przyjęły formę głębokiego sceptycyzmu lingwistycznego. „Bardzo trudno jest znaleźć właściwe terminy, które by wyraziły tak subtelną koncepcję [zaimków «ja», «ty» czy «oni»] jak ta, do której doprowadziła nas zintelektualizowana filozofia. Znaleźliśmy się na progu, na którym słowa nas zawodzą, i nic dziwnego, że dostajemy zawrotu głowy patrząc w dót, w ciemną otchłań: jak mało wiemy." I nic dziwnego, że Shelley stanął nagle przed paradoksem. Byt przecież przekonany, że najgłębsza prawda poety nie ma nic wspólnego z obrazem, a jednocześnie wiedział, iż chcąc ją przekazać, poeta ma do dyspozycji tylko
słowa, z których przecież tworzy obrazy. Wyraża więc to, o czym dokładnie wie, że jest niewyrażalne.16
Do takiego właśnie paradoksu sprowadził słynne stwierdzenie Konrada: Język kłamie głosowi, a głos myślom kłamie”, Czesław Miłosz, który dwie linijki z własnego wiersza Ptaki uznał za wariant tej proklamacji:
Wszystko, co z twojej głębi może być poczęte,
Nim granice narodzin przejdzie, martwe jest.17
W tym ujęciu przerażona progiem słów myśl kona już w „głębi serca”, jakby zgnębiona przeczuciem słabości języka. Toteż wiersz Miłosza bliższy jest raczej tęsknotom Maurycego Mochnackiego. „A gdzież się moc słowa podziała - czytamy w eseju O literaturze polskiej w wieku dziewiętnastym - którą - jak niosą starożytne podania — tym niemym rozkazywaliśmy istotom? [...] Tak zaiste: przeciąg między nami a ludźmi starego wieku bardzo wielki. Jakżeśmy go przeminęli? Na to niechaj historia odpowie. Powinnością jest głosu oznajmić słowo myśli naszej, ale ten głos utracił dawną siłę; myśl zemdlała i słowo przestało być cudotwome.”18 Według Mochnackiego przyczyną klęski poety jest chora myśl, bezsilna, zanim stanie na progu słów. Obleczona w słowo, przekazuje mu swą rachityczną słabość. Kiedy słabnie wola, słowo więdnie.
Neuroza językowa Konrada ma zupełnie inny przebieg.
W chwilach swego najwyższego uniesienia Bohater Polaków bywa niekiedy zdumiewająco chytry. Wiemy, że słowo w poezji, chociaż może brzmieć czasem jak czysta muzyka, chociaż może tworzyć język w języku lub sugerować niewyobrażalną rzeczywistość, pełni funkcję informacyjną wobec odbiorcy. Otóż Konrad, który pragnie je uwolnić od tej funkcji, przyrównuje takie słowo do ziemi. Wszelka informacja jest jak ziemia. Pochłania „żywe słowo”, jak ziemia pochłania żywe byty. W nią wsiąka strumień myśli wydobywający się z ,ja” poety, aby stać się niepoznawalnym. Podobnie w omawianym sonecie Poezyjo!gdzie cudny pędzel twojej ręki słowik nie jest w stanie usłyszeć myśli poety, przysypanej ziemią słów, śpiewu strumienia szemrzącego w „podziemnej głębi”. Słowo dla innego jest więc elementem chtonicznym, ziemią, w której rozprasza się element boski związany z wiecznością i nieskończonością: z myślą poety. Słowo dla ludzi odgradza poetę Konrada od niego samego, od — aby użyć określeń Platona — poezji istotnie istniejącej.
Toteż chytry Bohater Polaków stara się otrząsnąć słowo z ziemi. 1 wpada w otchłań romantycznego fałszu, oczywiście niesłychanie wzniosłego i uducho-