Obraz1 (3)

Obraz1 (3)



278 LOSY PASIERBÓW

—    Prawda. A to pan prezes Jan Twardowski we własnej osobie — odwzajemnił się.

—    Jakiż zaszczyt! — zawołał ze szczerą radością. — Więc do jutra, panowie.

—    Do jutra, rodaku.

Zygmunt zabrał worek, wyskoczył z tramwaju i przeciąwszy jezdnię w poprzek, zanurzył się w swój zaułek.

Teraz już nie więcej jak dwie minuty drogi dzieliło go od domu. Kwartał zaułkiem i jakieś dwadzieścia parę kroków od Gćnova. Sercu zdawało się być ciasno w piersiach. Czuł przyśpieszone jego bicie i błogie krążenie krwi po całym ciele. Chciało się mu przeskoczyć ten kwartał susem, lecz zmusił siebie iść powoli, aby przedłużyć tę rozkoszną chwilę, na którą tyle czekał i tak ciężko harował.

W zaułek przenikało trochę światła z Sesenta, a na Gśnova tylko gwiazdy świeciły. Lecz noc nie była ciemna.

Podchodząc do furtki, dojrzał w oknie swej chatki światełko. W ogródku i na chodnikach była cisza, w oknach domu Suszyckich mrok.

—    Trzeba im figla spłatać — pomyślał. Otworzył po cichu furtkę, przeszedł na palcach kawał ścieżki i ukrywszy się za krzakiem, zaczął kukać:

—    Ku-ku, ku-ku, ku-ku!

—    Quićn es? — zagrzmiał ochrypły głos mężczyzny przy ranczy i ukazała się na ścieżce jego sylwetka.

Dubowikowi zadrżały nogi. W rozkołatane radością serce jakby kot pazury zapuścił.

—    Quiśn es?! — krzyknął nieznajomy po raz drugi, idąc ku furtce. Przy ranczy ukazał się cień drugiego mężczyzny.

Zygmunt przypomniał sobie pozostawiony w

Catalinie rewolwer i żal go ogarnął. Zdecydował się ujawnić.

—    Buenas noches, seńor — powiedział, wychodząc z ukrycia.

—    Buenas noches. Kto ci zezwolił tu wejść?!

—    Przepraszam. Czy to jest kwartał Fanto-niego?

—    Tak, Fantoniego. A co chcesz?

—    Znaczy się nie pomyliłem. Ja parę miesięcy temu wyjeżdżając w kampę, zostawiłem w tym ranczo żonę z dziećmi, a teraz was tu widzę.

—    A, to twoja żona?! Ona już dawno stąd się wybrała. Od dwóch tygodni my tu mieszkamy.

—    A ona gdzie?

—    Gdzie? Zdaje mi się, że mój kolega wie. Ja to nie wiem. Zachodź — burknął zawracając ku ranczy.

Zygmunt po chwili wahania ruszył za nieznajomym powoli. Ogarniał go niepokój, lęk i oburzenie. Aż duszno mu się zrobiło z nawału przykrych uczuć.

Drugi lokator siedział na progu rozwartej na oścież ranczy i popijał matę.

—    To jest mąż tej kobiety, co tu żyła — oznajmił pierwszy. — Ty zdaje mi się mówiłeś, że wiesz gdzie mieszka?

—    Tak, wiem — odparł i odpowiedziawszy na pozdrowienie gościa, podsunął mu stołek o trzech nogach.

—    Spocznij sobie. W ranczy duszno jak w łaźni.

Zygmunt rzucił na ziemię worek i zajmując wskazane miejsce, obserwował lokatorów. Obaj byli krępi, daleko po czterdziestce, od wielu dni nie goleni i upaprani węglem.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
64265 Obraz8 (3) 292 LOSY PASIERBÓW —    Więc to pan?! Patrzajcie... Jabym nie pozna
Obraz5 (22) 26 LOSY PASIERBÓW —    Co to takiego? —    A to ty nie wi
81619 Obraz0 (3) 276 LOSY PASIERBÓW —    A nie lepiej do Konsulatu? Mnie się zdaje,
46826 Obraz3 (3) 302 LOSY PASIERBÓW i nie ostatni. Tu taki obyczaj. Teraz u pana zabrali, a drugi r
Obraz 9 (6) 174 LOSY PASIERBÓW —    To wy tu już dawno widać? — rzekł Du-bowik. —
23985 Obraz6 (2) 248 LOSY PASIERBÓW obra, ale jest inaczej jak w innych prowincjach. Jak przyjdzie
Obraz 9 (6) 174 LOSY PASIERBÓW —    To wy tu już dawno widać? — rzekł Du-bowik. —

więcej podobnych podstron