248 LOSY PASIERBÓW
obra, ale jest inaczej jak w innych prowincjach. Jak przyjdzie rok posuchy, to wszystko
z?m!f i ?ie tylko two-fa chudoba, ale i ty sam me będziesz miał co do gęby włożyć. Mówię ci jako stary gauczo. Trzeba mieć kapitał na przetrzymanie złego roku.
— Wszystko nie wyschnie. Nanoszę z potoku
wody i podleję. p
Zanahoriaf I potok ten wyschnie
— To studnię wykopię. Podleję sad i ogród i z głodu nie umrę. żeby tylko mi sprzedali, a ja juz dam sobie radę.
ROZDZIAŁ XXIV
Po południu powiał chłodny wiatr z Patagonii i wypogodziło się na dobre. Lecz do pracy tego dnia nie wyjechali, trzeba było odczekać aż obeschnie na pniu słoma i stężeje rozmokła gleba.
Robotnicy szykowali się już do obiadu, gdy mayordomo z Zygmuntem powrócili do Osady. Zygmunt zjadł obiad i poszedł spać. Wieczorem don Juan Josć oznajmił mu, że była niedawno dziedziczka, przywożąc każdemu z nocnej wyprawy po butelce wiśniówki. Wiadomość ta trochę zdziwiła Dubowika. Opierając się na opowiadaniu starego sądził, że gościniec za uratowane pieszczoty będzie wartościowszy. Chodziło przecież o stado wartości co najmniej 25 tysięcy pezów. Ale nie zwierzał się z tym przed nikim.
Nazajutrz stanęli o zwykłej porze do pracy. Po blisko dwudniowym odpoczynku praca zaczynała się trochę opieszale, każdy się skarżył na bóle w kościach i ociężałość. Ale gdy się rozruszali, wszystko poszło poprzednim rytmem.
Pracą tego dnia kierował sam rządca, gospodarza wiązało śledztwo w sprawie nieudanej kradzieży koni. Dona Anita przyjechała dopiero po południu i to na krótko. Przyj ąwszy w zastępstwie męża od rządcy raport, skierowała się wprost do Zygmunta.