154 LOSY PASIERBÓW
jeszcze, ale już zapisują, — twierdził jeden przyklepując dłonią po stole.
— Dziś rano zachodziłem do patronatu i nic jeszcze o tem nie mówili — przeczył drugi.
— Nie mówili i mówić nie będą, aż przyjdzie czas. Chcą pierwej ochotników wszystkich pozapisywać, a potem już zwykłych ludzi. Win-cukowy chłopcy zapisali się, sami o tem mówili.
— Wybaczcie mi moją ciekawość, rodacy — wmieszał się Dubowik.
— O jakich to zapisach mówicie?
— Do polskiej piwowarni.
— Jakiej polskiej?
— Co ty z kampy teraz przyjechawszy, że nic nie wiesz?
— Dopierom z Berisso.
— A, to dlatego! Rząd polski komisję do Bujnesu już przysłał dla ratowania swojego narodu. Przyjechali inżyniery, profesory, posły, ministry.
— Jakie posły? Jakie ministry? — Co ty pleciesz! — skarcił kolega.
— Jak wiesz lepiej, to gadaj — ja będę słuchać.
— Minister już dawno tu jest. Przyjechał inżynier Wiertniczy i jeden profesor i nada mds. A co zrobią dla narodu, to nie wiadomo jeszcze.
— Jak to nie wiadomo, kiedy wszystko wiadomo. Kto już zwariowawszy, albo w inny sposób zdrowie straciwszy, tego posadzą na polski okręt i zawiozą darmo do domu. A dla zdrowych, którzy nie mogą zdobyć pracy, to na Villa Lugaon polską piwowarnię postawią, a w Temperley cegielnię. A kto chce koniecznie pracować na ziemi to dla tych kupią dwie stancje w Rosario i będą sprzedawać ludziom po kawałku na spłaty. Tak będzie.
— Ja cł mówię, że to wszystko jeszcze widłami pisane — przeczył kolega. — Dopiero wieczorem dowiemy się prawdy.
— A co ma być wieczorem?
— Otwarcie tego wszystkiego. Ma być zebranie na to w Columbii.
Zygmunt wziął u szynkarza potrzebny mu adres, pożegnał ziomków i ruszył w drogę pełen otuchy. Wiadomość ucieszyła go niezmiernie. Fakt trafienia do miasta w tak niezwykle ważnym dla emigracji czasie przypomniał mu słowa żony, przekonywując go, że naprawdę Opatrzność kieruje ich losami.
Konsulat mieścił się w owym czasie przy Las Ileras. Gdy dojrzał nad jego drzwiami godło, nawiedziła Zygmunta radość. Nigdy dotąd nie spostrzegł, że Orzeł Biały wygląda tak pięknie. Biła zeń potęga i dostojność.
Po wejściu do biura zapomniał na chwilę obczyznę. Urzędowa dekoracja izby, oraz śmiało i wyłączne mówienie wszystkich po polsku przerzucały jego duszę do kraju i krzepiły go. Wyrzucał sobie, że nie zgłosił się tu po opiekę przedtem, w okresie pierwszych strapień. Nie mógł się nadziwić, jak mu nie przyszło do głowy, że w mieście powinna istnieć taka placówka.
Dobra godzina upłynęła zanim się doczekał kolejki przedłożenia swej sprawy właściwemu urzędnikowi. Zaczął od opisu środowiska, do któ-dego trafił w Berisso.
Urzędnik przerzucił kilka kartek i przerwał mu szorstko.
— Proszę sobie uświadomić, że my nie siedzimy z panem przy kawusi, ale znajdujemy się w urzędzie państwowym. Mów pan krótko, w jakiej sprawie przyszedł?
Zygmunt zmieszał się. Przeprosił za nietakt