Obraz8 (5)

Obraz8 (5)



192 LOSY PASIERBÓW

— Czemu nie, kiedyś przyjdzie, ale nas już tu nie będzie.

O południu spotkali opuszczone przez kogoś ognisko, zagotowali na nim herbatę, popili ją z Chlebem i po półgodzinnym odpoczynku ruszyli dalej. Zatrzymali się dopiero wieczorem przed niedużą stacyjką. Słonko jeszcze wisiało na niebie, lecz Kozyr już bardzo był wyczerpany, nie mógł iść dalej.

Odpoczęli parę godzin i nocą zaryzykowali nową jazdę koleją na gapę. Tym razem powiodło się przyjaciołom. O świcie dojechali na odległość pięciu kilometrów od Cataliny. Nie tracąc czasu puścili się torem pieszo i po godzinie marszu stanęli u mety.

Stacyjka i miasteczko — jeżeli je tak można nazwać — były maleńkie, lecz jakieś przytulne. Rozgałęzienie torów na przestrzeni dwóch stajań osłaniały z obu stron rzędy wyniosłych topoli. Dwadzieścia kilka rzadko rozstawionych siedzib prywatnych zdobiły bujne rozrosłe kasztany, wiśnie, grusze i inne drzewa owocowe. O parę stajań na północ od stacji przecinało tor pasemko lasku, na pozór samorodnego. Przy nim stały rzędem namioty arteli, do której zdążali. Ogółem było czterdziestu robotników. Wszyscy młodzi i krępi. Takiej samej budowy był przedsiębiorca i kapatas w jednej osobie, z pochodzenia Hiszpan. Akurat stawiali na tor drezyny, szykując się do odjazdu, gdy przyszli Polacy.

—    Quć deseaban muchachos? — zagadnął Hiszpan zanim zdążyli go pozdrowić.

Dubowik uchylił na przywitanie czapki i powtórzył pracodawcy słowa ziomka, który ich tu skierował.

—    Bardzo żałuję. Już przyjąłem. Tyle czasu nie mogłem czekać.

Chłopcom w oczach pociemniało. Lecz nie dawali za przegraną. Dubowik poinformował Hiszpana co ich spotkało w drodze i jął prosić by ich przyjął. Ten słuchając opowiadania mierzył oczami bary Zygmunta i kiwał głową.

—    Ciebie przyjmę — zgodził się.

—    A mnie?! — zajęczał Kozyr.

Pracodawca potrząsnął przecząco głową.

—    Weźcie i mnie, seńor! Ja czy kito, ale fuerty.

Hiszpan roześmiał się na głos. Drobna postać Kozyra po pięciu dniach paki i dobie forsownego marszu wyglądała bardzo mizernie.

—    Galio pigmeo! — powtarzał i śmiał się całą gębą.

—    Niech pan i jego przyjmie — ujął się Zygmunt. — On naprawdę jest żylasty, posłuszny i pracowity chłop, tylko że zmizerniał przez długą podróż. To jest mój brat cioteczny. My z nim tyle już biedy wspólnie przyklepali, więc jakżeż nam teraz się rozłączać. Gdzie on biedny pójdzie? Niech pan go przyjmie...

   Basta! — przerwał Hiszpan. — Niech i on zostaje. Zobaczymy co z niego będzie. Już jedliście śniadanie?

—    Tak, jedliśmy — zełgali. — Od wczoraj nie mieli nic w ustach, ale z radości zapomnieli o głodzie i wyczerpaniu.

W jakieś dwadzieścia minut byli już przy pracy. Układano na przygotowanej przez inną artel grobli nowy tor. Szyny były długie, pokłady z czerwonego ąuebracho — ciężkie jak żelazo, każde więc zajęcie wymagało dużo siły, Hiszpan przyglądał się rozpaczliwym wysiłkom Kozyra i kiwał z politowaniem głową.

   Galio pigmeo — powtarzał.

Ale nie oddalił. Po dwóch dniach próbnej pracy zaliczył obu do stałego etatu.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Obraz1 (3) 298 LOSY PASIERBÓW —    To nie wiadomo braciszku. Mnie się zdawało, że ja
Obraz8 (2) 252 LOSY PASIERBÓW licy nie należało do rzeczy łatwych. Można było zbłądzić jak w lesie
68857 Obraz7 (3) 270 LOSY PASIERBÓW —    Mam przy sobie. —    Zostaw
77577 Obraz1 (6) 198 LOSY PASIERBÓW ła zagłuszyć tym w sobie ogarniający ją żal i oburzenie. Ale ni
79084 Obraz9 (3) 294 LOSY PASIERBÓW nej wizyty. Nawet żony twej z dziećmi gdy znajdziemy nie dopuśc
81619 Obraz0 (3) 276 LOSY PASIERBÓW —    A nie lepiej do Konsulatu? Mnie się zdaje,
46826 Obraz3 (3) 302 LOSY PASIERBÓW i nie ostatni. Tu taki obyczaj. Teraz u pana zabrali, a drugi r
17580 Obraz5 (3) 286 LOSY PASIERBÓW nie straciłeś. Poharujesz czas jakiś, potem staniesz na nogi i
19099 Obraz4 (2) 224 LOSY PASIERBÓW Nazajutrz przy pobudce oznajmił kolegom że do pracy już nie pój

więcej podobnych podstron