286 LOSY PASIERBÓW
nie straciłeś. Poharujesz czas jakiś, potem staniesz na nogi i żyć będziesz jak wszyscy ludzie. A ja już propaszczyj...
Zygmunt chciał spytać, czy nie myli się czasami w swej marszrucie, bo ni chat żadnych w pobliżu nie było, ni wyjścia jakiegoś ze ślepej ulicy, ale doszło ich z lewa granie gramofonu.
— Coś z naszego, nieprawdaż? .— zauważył Dubowik.
— Tak. „Poczemu ty łysy”. A ty wiesz? Toż u was grają.
— Chwała Panu Bogu! Nareszcie!... — ucieszył się.
— Mówiłem ci, że na północ będziemy w domu, to i będziemy.
Powiedziawszy to, zaczął śpiewać na głos znaną do tej melodii piosenkę.
Poczemu ty łysy bez wołos ostałsia...
Przyjrzał się terenowi i zeszedł z ulicy na ścieżkę udeptaną pomiędzy grzędami fasoli i działką owsa.
— Ktoś patrząc teraz na mnie — zaczął znowu — pomyśli, że ja śpiewam z radości jakiejś. A nie wie jaka rana w moim sercu siedzi, jaki smutek gnębi. Złamali mi cholery życie. Dwie włóki ziemi w jednym kawałku, budynki jak się patrzy, chudoba, konie do przejazdu, powozki, dwoje rebiatiszek i żonka miła. Wyższa od twojej i gładsza. Bywało jak rozwinie swą kukłę, jak rozczesze swe rusyja włosy — to co rusałka z wody wylazłszy. Przeklinam ją ciągle, ale nie mogę zapomnieć. Głęboka w sercu rana, niewy-leczona...
ścieżka wypadłszy z fasoli, przecięła kęs odłogu, podsunęła się do lasku i pobiegła krawędzią stałego gruntu na zachód. Z lewej strony przylegały końce parceli miejskich, zasnute tu i ówdzie gęstwą madreselwy, z prawej, w opadłym
w bagno terenie, rosły wierzby.
Z przodu ryczał wciąż gramofon, z tyłu dochodziły dźwięki gitary.
Pomimo zmęczenia i palącej niecierpliwości Jak najrychlejszego ujrzenia swej żony, opowiadanie przewodnika mocno intrygowało Zygmunta. żal mu się zrobiło chłopa. Przesunęła mu się myśl, że jeśli wszystko pójdzie według jego planów, to zabierze nieszczęśliwca w kam-pę i sprowadzi mu odpowiednią staruchę, by unormował swe życie.
— To jeszcze wszystko może się odmienić na dobre — zaczął pocieszać.
— Odmienić może tylko pohybel zarazy, która nas wygnała z kraju.
Tu przystanęli obaj zaskoczeni rykiem syren zwiastujących nastanie Nowego Roku. Zawyły stojące w porcie okręty i wszystkie fabryki, w Arsenale, w Berisso i La Placie. A w Ensena-dzie, zdawało się, ludzi szał ogarnął. Strzelali na wiwat z pistoletów, rzucali rakiety i petardy, bili w dzwony, szyny i garnki, grali na instrumentach przeróżnych, śpiewali, krzyczeli. Szło o wywołanie jak największej wrzawy.
— Z Nowym Rokiem, ziemlaczok, z nowym szczęściem! — wyciągnął przewodnik rękę.
— Wzajemnie bratku, żeby ci odmieniło się wszystko na lepsze!
— A ty żeby w tym roku pracę sobie stałą znalazł i nad wrogami wziął górę — ciągnął potrząsając ręką.
— A ty żebyś kobietę sobie porządną znalazł i zaprzestawszy picia, do normalnego życia powrócił.
— I żeby w końcu na tych, co nam życie złamali, nagły mór przyszedł — powiedział, biorąc Zygmunta w objęcia.
— I byśmy choć pod starość mogli na swe