XLIV PRZECIW NAŚLADOWANIU
Trzy_._zródla poezji dostrzegał: za pierwsze uważał uczucie nieskończoności, innym’ nie mniej ważnym, pociągającym poetę, vbyłą_ „starożytność .słowiańska" i „duch wieków średnich”, w nich widział odrodzenie poezji polskiej, zwłaszcza wyzwglęnjej3|md wszechwładzy wzorów i przepisów^ teorii, rozumowania i. krytycznej analizy.
Ze szczególniejszą zawziętością uderzał na zakorzenioną wśród klasycystów i rozpowszechnianą tezę o naśladowaniu „starożytnych-lub francuskich wzorów”, a zwłaszcza na twierdzenie, które nazywał „przesądem i niedorzecznością”, a mianowicie, że „cokolwiek nie zgadza się z duchem tak nazwanej klasyczności, jest oraz niezgodne z duchem, charakterem i językiem narodu polskiego”56. Teza ta — zdaniem Mochnackiego — jest wynikiem zupełnej chyba nieznajomości charakteru narodowego, organicznych składników literatury polskiej/ Infiltracja racjonalistycznej kultury francuskiej, a wr^Źnią i pojęć z zakresu literatury, okazała się szkodliwa dla narodowej kultury polskiej i czas więc — nawoływał Mochnacki—- wyzwolić się śpśr zgubnych jej wpływów. Dla szerokich mas narodu, przenikniętych ideałami kultury i cywilizacji chrześcijańskiej, obca była pogańska starożytność, którą można podziwiać, ale nie naśladować ślepo. Obca nam była też wzorująca się na starożytności, ale powierzchownie tylko, literatura francuska.
Przeciwieństwo między klasycznością a romantycz-nością uzyskało u Mochnackiego podstawę głębszą: „w rozdwojeniu w sercu człowieka ważącego się między rachubą i natchnieniem, między ideą i rzeczywistością”57. Kłasyczność — to „pomysł zrealizowany”; dziedziną romąn-
T*
57
Dziennik Warszawski* 1825, t. I, s. 177. 'Dziennik Warszawski* 1825, t. I, s. 195.
tyczności —j,,rzeczy wis tość-aduchowiona”. A stwierdzając, że „myśl jesfojczyzną romantycznóści”, Mochnacki dodawał zaraz, że jest ona dla romantyków jedyną sferą bytu. „Czymże jest dla nas rzeczywistość?” — zapytywał nie tylko jako romantyk, ale i jako Polak przymuszony twtować w narzuconych obcą siłą warunkach politycznych. ~jC~Swit nowych i szczęśliwych czasów dla literatury polskiej widział w wystąpieniu Mickiewicza, Zaleskiego, Odyńca i in., którzy zarówno w pieśniach i podaniach ludu, w „duchu średniowiecza” uznali naturalne źródło poezji polskiej, jak też „idąc za wewnętrznym uczuciem i naturą, z chlubą przedarli się do wierzchołków romantycznego, dotąd stopą polską nie tkniętego Parnasu”1 2. W ich poczynaniach poetyckich upatrywał przykład dla innych tak w kierunku czerpania tworzywa ze wskazanych źródeł poezji, jąk też odwrócenia się raz na zawsze „od naśladowania lub ; tłumaczenia wzorów francuskich, nazwanych klasycznymi, lecz w istocie będących prawdziwą satyrą literatury narodowej” p|
W żądaniu oryginalności i swojskości, rodzimości literatury polskiej spotkał się Mochnacki z Brodzińskim. Tezy swoje wypowiedział śmielej, mocniej, w sformułowaniach dobitnych, na które ostrożny profesor zdobyć się nie potrafił czy nie chciał. Wprawdzie osłabił postulat oryginalności, wskazując obce Polakom źródła w mitologii ludów północnych i w średniowieczu, co wytknął w dyskusji Lelewel3, nie na tym jednak polega znaczenie wystąpienia Mochnackiego.!^ Doniosłość jego w okresie walki o nową sztukę mierzyć trzeba siłą, z jaką Mo-
«Dziennik Warszawski* 1825, t. I, s. 176.
58 «Dziennik Warszawski* 1825, t. I, s. 177.
^Biblioteka Polska* 1825, t. IV, s. 186—187. Por. A. Śliwiński, Joachim Lelewel. Zarys biograficzny. Lata 1786— 1831, Warszawa 1932, s. 149 n.