232 Rozdział 8
wszystkim ową brzemienność w „inne”)* Chociaż filozofka sprzeciwia się postmodernistycznej tendencji do przesuwania akcentu z metafizyki na epistemologię, to utrzymuje, że jej propozycje współbrzmią z postmodernistycznym sceptycyzmem w odniesieniu do metanarracji, z historycznością „czystych prawd” i z typowymi dla postmodernizmu poglądami na „osobowość” i „różnicę”. Obstając przy poglądzie, że feminizm jest koniecznie związany z polityką tożsamości, próbuje „odzyskać” materialną, żeńską (tzn. dotyczącą biologicznych kobiet) cielesną różnicę, żeńskie ja, zagubione (zapomniane) ostatecznie gdzieś w otchłaniach kantowskich konceptualnych struktur umysłu - „na skutek zwinięcia tej różnicy w konceptualną całość jednolitego pojęcia materii”. Tę płynną, zmienną „niesubstancjalną esencję” kobiety odnajduje u Adoma i przede wszystkim u Kierkegaarda, który, jej zdaniem, nie tylko de-konstruuje tożsamości, ale rekonstruuje owo ja-ciało w jego substancjalnej relacyjności (czego brak np. w teorii E. Grosz). Jak już wcześniej podkreśliłam, prezentując swą feministyczną metafizykę” autorka nie twierdzi, że jest to metafizyka jedynie trafna czy bardziej „poprawna” od wszelkich innych. Ma to być jedna z możliwych propozycji takiego określenia właściwości materii, a w konsekwencji materialnego ludzkiego podmiotu, która nie traktowałaby istoty zdolnej do inherentnej, fizycznej reprodukcji jako monstrualnej, gdyż nie tożsamej z samą sobą, i nie szukałaby tej tożsamości i integralności poprzez przeciwstawianie siebie — innemu. Ta propozycja otwiera pole do poszukiwań rozwiązania stale obecnego w zachodniej myśli konfliktu między antagonistycznymi kategoriami ja i inny i do odmiennego sformułowania polityczno/normotwór-czych implikacji tego rozróżnienia dla istot obdarzonych akurat zdolnością do reprodukcji.
Czy udało się Battersby uzasadnić i wyjaśnić obecność „różnicy” w materii? Powrót do materii rozumianej nie jako jednolitej, niezmiennej i przeciwstawnej formie substancji, nie jako istniejącej dla i poprzez konstytuujące ją, ja”, ale płynnej, dynamicznej, będącej w nieustannym procesie samoformowa-
^lematy karpo rolnego podmiotu___£łł
■a i konfiguracji, zgodnie z fizyczną zasadą rozproszonych systemów [dissipative], otwiera możliwość mówienia o róźni-||| w tym o różnicy płciowej. Rozpatrując tę płciową, żeńską odmienność i traktując ją jako punkt wyjścia do zbudowania nowej teorii podmiotowości, Battersby nie wyrzuca bynajmniej męskiego ciała poza tę nową normę; nie powtarza błędu metafizyki substancji, zgodnie z którą kategoria substancji nie ma swojej opozycji (nie ma opozycji dla kategorii „człowiek”; ,jiie-człowiek” nie liczy się jako kategorialna opozycja), wobec czego traktowanie mężczyzny jako substancjalnej kategorii wyklucza istnienie kobiety (jako kategorii). Nie zakłada też istnienia tylko tych dwóch płci - nie pozostawiając miejsca na kategorię ludzi, którzy łączą obie płcie, czy wykazują jakiekolwiek inne cielesne kombinacje (łącznie z zupełnym brakiem wyróżników płciowych). Rozszerza raczej granice tej normy tak, że obejmuje ona teraz więcej niż tylko jeden rodzaj ciał, tj. ciała męskie. Płciowa różnica ciał nie pociąga za sobą jednak, jej zdaniem, znacząco odmiennych doświadczeń, a więc nie jest podstawą do nowej epistemologii; doświadczanie przez kobiety ambiwalencji i monstrualności („fenomenalności”) jest wyłącznie wynikiem społeczno-kulturowych determinacji, a nie ich „ęsencjalnej” odmienności.
Mogłoby się wydawać, że oryginalny zabieg Battersby w ostatecznym rozrachunku nie zlikwidował dualizmu ciało/ umysł, a raczej przesunął tylko akcent zja-umysł na ja-płciowe ciało (postawił podmiot Kartezjusza z głowy na nogi). Kobieta jest nadal ciałem (,naturalnym” w akulturacji). Ale jest nim także mężczyzna. Kobieta jest rodzącym ciałem i normą płynnej, samokształtującej się materii, a nie potworem, jest fenomenem - pozytywnością, a nie brakiem (niedostatkiem), czy męską podświadomością. Zajmuje więc równe miejsce w tak zreformowanej koncepcji podmiotowości. Nie zaskakuje w tym kontekście zwrot Battersby ku Bergsonowi, dla którego byt nie jest bezwładną obecnością, biernie odbijaną w obra-