podobną ideą. Na budową świątyń chrześcijańskich odpowiedzieli zamianą dotychczasowych ośrodków kultowych na podobne obiekty. Zapewne zreorganizowano też kult i obrządowość.
Jest oczywiste, że w świetle ówczesnych idei nurtujących świat zachodni, w obliczu istniejących tam potęg opartych na znacznie bardziej rozwiniętych siłach wytwórczych, mogły się uratować tylko te społeczności słowiańskie, które utworzyły państwa narodowe. Do takich działań ich powstawania i umacniania konieczna stała się jednak wewnętrzna reforma. Rozbicie plemienne, w dużej mierze opierające się na odrębnych ośrodkach kultowych z całymi stąd wypływającymi konsekwencjami, było nie do utrzymania. Stawało się przeszkodą. Zmiana wierzeń, ich integralność, wreszcie absolutna zależność nowych kadr duchownych, pozbawionych oparcia rodowego, a tym samym zależnych od władcy, były tu siłą niezmiernie pomocną. To, że wkrótce grupa ta sama stanie w pierwszym rzędzie feudałów, żc umacniając się, sięgając po osoby z możnych rodów miejscowych stanie się w efekcie siłą, która mogła przeciwstawić się władcy, będzie zjawiskiem wtórnym. Pozostawi ona jednak, zanim się ukształtowała, czas na utrwalenie się władzy nowych państw narodowych. W Polsce będzie ten okres trwał jednak około 100 lat.
Niestety Słowianie połabscy nie oparli się naporowi imperializmu niemieckiego ukrytego pod sztandarami chrystianizacji pogan. Przyczyn było tu wiele. Brak jedności, niemożność zorganizowania państwa narodowego o silnej władzy książęcej, wreszcie kurczowe trzymanie się dawnych wierzeń, które mimo modernizacji były wyraźnie elementem wstecznym. Wzmacniało ono rozbicie plemienne, osłabiało władzę książęcą tam, gdzie się ona pojawiała, wreszcie powodowało, że plemiona te, mając swe dawne wierzenia, były otoczone ze wszystkich stron wrogami. Widziały ich również w schry-stianizowanej Polsce nie dostrzegając pobratymstwa plemiennego i możliwości współdziałania. Bezspornie dodatkowym czynnikiem odstraszającym był proces postępującej feudalizacji Polski. Trzeba przyznać, że plemionom tym po prostu zabrakło czasu na wewnętrzną reorganizację w nowym duchu, taką, jaką pod ich bezsporną osłoną dokonali pierwsi Piastowie jednocząc i modernizując w nowym duchu ziemie polskie.
Istniała jednak jakaś zasadnicza różnica w zakresie wierzeń, która pozwoliła przyjąć niejako bezkolizyjnie nową wiarę tak przez Czechów, jak i Polskę.
W wypadku Czech wydaje się, że dominującym momentem była tu często nienależycie doceniana spuścizna akcji misyjnej Cyryla i Metodego. Prowadzona w sposób umiejętny przy użyciu języka słowiańskiego, była bezspornie bardziej zrozumiała przez miejscową ludność. Prowadzona w cieniu władzy państwowej i przez nią akceptowana i propagowana, nic budziła tak powszechnej nienawiści, jak to działo się na Połabiu. Nawet upadek systemu metodiańskiego spowodowany interwencją duchowieństwa niemieckiego nie mógł sprowadzić tu istotnych zmian. Władza początkowo książąt morawskich, później czeskich umiała wpłynąć na postępowanie duchowieństwa zapewne w kierunku łagodzenia napięć. Działalność misyjna prowadzona na Morawach przeniknęła też do Polski południowej. Podbój owego księcia siedzącego w Wiślech zapewne odbył się ze względów politycznych na korzyść tworzącego się państwa wielkomorawskiego. Nawet jednak podbój nie zmienił tu zasadniczego układu. W ówczesnej dobie płynnego tworzenia się i rozpadania pierwszych państw władza książęca na jednym terenie zmieniała się wielokrotnie. Przy braku poczucia narodowego w ramach wspólnoty słowiańskiej była ona jednak rodzima, swojska. W akcji misyjnej mimo obecności nawet duchow-
223