Rozejrzałam się wokół, by kogoś spytać, ale nie miałam jak. Wszyscy byli zbyt pochłonięci własnymi reakcjami na jego widok.
Łucja zamarła. Całkowicie. Nawet nie mrugała. Zobaczyłam, jak Floss podrywa się na nogi, a El Jeffe-ry kłapnął ostrzegawczo dziobem. Rohan ruszył w jego kierunku, wciąż trzymając tacę pełną kufli ciemnego piwa. Widziałam, jak klienci rozglądają się wokół z niepokojem. Jedyne, czego nie zauważyłam, to jak Fred dotarł do drzwi przed wszystkimi innymi.
- Reginaldzie - powiedział. Słowo to zabrzmiało gorzko, prawie jak przekleństwo.
Troll przesunął się na bok. Zachowywał się tak, jakby Fred był niewidzialny.
Fred znów stanął mu na drodze.
- Reginaldzie - powtórzył. - Cóż cię tu sprowadza?
- Pierożki? Kaszanka? - zapytał Bron.
Musiał się poruszać jak Fred. W jednej chwili go tam nie było, a potem był. Stali obok siebie, ramię w ramię. Wyglądali potężnie. Byłam zadowolona, że nie jestem obiektem, na który patrzą.
Najwyraźniej dwóch nie można było już ignorować. Reginald stanął, a Fred skinął głową.
- Dziękuję. Pozwól, że spytam ponownie. Co tu robisz?
Wszyscy chyba udawaliśmy, że nie słyszeliśmy wymienionego przez niego imienia Łucji. Nawet Reginald. Powiedział tylko stanowczym głosem, który niemal trząsł całą salą:
- Jest pora lanczu. Jestem głodny.
- Tacos? Zapiekanka? - zaproponował Bron.
- Na wynos - dodał Fred.
- Nie zmusicie mnie - zaprotestował Reginald głosem płaczącego sześciolatka. Duży, zapewne niebezpieczny, płaczący sześciolatek.
- Do niczego cię nie zmuszam - odpowiedział Fred. - Tylko proponuję. Na wynos?
Ale w tym pytaniu słychać było stal.
Reginald musiał to wyczuć, bo nawet ja to czułam. Goście nie byli po jego stronie. Wyglądało na to, że jeśli zrobi nieodpowiedni ruch, to mnóstwo istot też wykona ruchy, które skupią się w jednym miejscu - tam gdzie stoi Reginald.
Najwyraźniej nawet trolle są czasem w stanie dobrze ocenić sytuację. Reginald rozejrzał się swoimi wielkimi ciemnymi oczami po sali. Miał głębokie oczy o długich rzęsach, zaskakująco piękne. Przypomniałam sobie stwierdzenie Floss na temat marnego wzroku trolli, ale najwyraźniej Reginald nie miał problemu z tym, by wypatrzyć Łucję. Przyglądał jej się dłuższą chwilę, po czym powiedział w końcu:
- Tacos rybne. Frytki. Dwa kufle letniego jasnego. -A potem skierował wzrok na Freda i dodał: - Na wynos.
Fred się uśmiechnął. Bron poszedł do kuchni, tyłem, wciąż wpatrzony w Reginalda. A ten stał tylko pośrodku sali.
Bron wrócił tak szybko, że ledwo dało się zauważyć, że w ogóle go nie było. Torba na wynos, którą przyniósł, miała to samo logo Dau Hermanos, które widniało na mojej koszulce. Była wielka. Pomyślałam, że to pewnie z powodu tych kufli z piwem, ale wtedy odezwał się Bron:
- Włożyłem kilka dodatków. Wiem, jak głodne bywają trolle.
133