Zło na poziomie historii okazuje się także dobrem, bo ból i śmierć przeaniela; a łagodne dobro — spokój, modlitwa, jałmużna — kryje w sobie zło, grzech, zaleniwia w drodze ku Bogu. Grzechem nie jest bowiem występek przeciw dekalogowi, ale hamująca ducha pasywność. Słowacki zbliżając w wizji procesu historycznego pojęcia dobra i zła, rozwiązał dramatyczny dylemat — jak pogodzić wiarę w Bożą sprawiedliwość z akceptacją niezawinionego cierpienia.
Genezyjski kodeks moralny Słowackiego jest zdecydowani Nie ma żadnej równości; różnej miary są duchy, różne mają mieć prawa moralne. Przeciętne dążą drogą wytyczoną przez innych. Duchów wybitnych nie obowiązują natomiast żadne ograniczenia, kieruje nimi tylko własna intuicja. Ich heroiczne ale także i okrutne działania zyskują aprobatę moralną, zawsze są akceptowane — gdyż to dzięki nim posuwa się historia. Nie został przecież potępiony ani ów Kaimita, który w Genezis z Ducha „gryzł mózg i ocierał usta krwawe włosami swego młodszego brata” (DW XIV 28), ani Samuel Zborowski, ani okrutny Król Duch. I w tym właśnie, w moralnej aprobacie koniecznego okrucieństwa, w nieuchronności podjęcia szatańskiej roli przez indywidualności wybitne, leży podstawowy tragizm dziejów.
W Genezis z Ducha wobec pierwotnych tworów natury rolę szatana pełnił Anioł Niszczyciel, który pomagając w dziele postępu unicestwiał kolejne kształty. Wykonywał dzieło zniszczenia, gdy duch sam jeszcze nie potrafił ofiarować się na śmierć. Ważna była jednak nawet wtedy zgoda na męczeństwo, dobrowolna akceptacja cierpienia. Tym bardziej w historii człowieka; tu Słowacki mówił wręcz o „rozkoszy męczeństwa”!:
Biada tym, które raz przez ogień kata
Dla prawdy Bożej — nie przeszły z rozkoszą;
Biada tym, którzy chcą jednego lata
Owoców... a o męczeństwo nie proszą...
A o dar ducha — do nieba kołacą
Jak ty nie wziąwszy go czynem i pracą.
(DW Xtl/1 229)
Toteż w poemacie o Makrynie Mieczysławskiej znalazły sie słowa, świadczące o wielkości:
Potem dopiero... tak podniosłem duszę,
Żc smakowały mi prawie katusze.
(DW XIII/2 93)
W dziejach ludzkości genezyjską rolę Anioła-Niszczycielą przejmie duch (czyli człowiek) wybrany do postępowania drogą Chrystusa, do ofiary i przewodzenia. Chrystusowy przykład będzie patronował także działalności o cechach szatańskich: duch przywódczy musi bowiem przymuszać istoty niższe do doskonalenia, pędzić je ku niebiosom, prowadzić przez ból i cierpienie. Sam cierpi przytem bardziej niż inni, bo ma świadomość zła, jest wewnętrznie rozdarty.
Dobre anioły nikną z późnej twórczości Słowackiego, wchłania je szatan, który prowadzi historię. Zło jest — bo musi być — akceptowane. Wszelkie działania, promienne i okrutne, prowadzą ku finalnemu prze-anieleniu, ku tajemniczym „celom atmosferycznym”:
Wstaną wam w duchu cele prześwięte, słoneczne,
Atmosferyczne, niby słońc ogromnych kręgi,
W które nas niosą westchnień duchowych potęgi,
W które jednak nie wstąpim pojedynczo, sami Lecz z globem słońcem, sami gdy będziem słońcami.
Wprzód męczennicy, wieszcze, króle i prorocy,
Potym Chrystusy wielkie wskrzesitelnej mocy,
Praw ciału położonych dzielni kruszyciele,
Globem słonecznym — w święte ostateczne cele
Lecący, między słońca — wyżej błyskawicy
✓
Świętojańskiej... ogromni tej ziemi sternicy.
(Dzieje Sofos i Helionu, DW XV 121)
Ogólne genezyjskie prawa rozwoju ducha ukazywały daleką przyszłość, miały natchnąć wiarą w sens życia, wyrzeczeń i śmierci. Ale były także kluczem do objaśnienia historii polskiego narodu. Gdyż to w nim współcześnie miały się kulminować dzieje, przezeń wiódł szlak ducha ku Bogu.
We wspomnianym wcześniej wierszu Tak mi Boże dopomóż, powstałym w lipcu 1842 roku (zob. s. 345) Słowacki widział własną przyszłość, własną misję, jako drogę rewelatora i przewodnika. Przypomnijmy: „Trzymając w górę palec podniesiony, Idę z przestrogą — kto żyw — pójdzie za mną... [...], przez wiarę dam, co sam Bóg daje — [...] mój głos — będzie głosem Pana, Mój krzyk — ojczyzny całej będzie krzykiem, Mój duch — Aniołem, co wszystko przemoże”.
Pierwszym większym tekstem pisanym po rozmowie z Towiańskim był dramat Ksiądz Marek, zaczęty wiosną, ukończony latem 1843 roku. Osobliwie bliski był tonowi, emanującemu z cytowanego wiersza. A to dzięki szczególnej więzi duchowej łączącej autora z bohaterem tytułowym dramatu. „Ja sam [...] wchodzę ks. Markiem w rewelatorstwo boskości
369