- Mam dość, Davidzie. Ta sytuacja doprowadza mnteA. szaJu.
nie może sprowadzać ich do domu, gdzie ma żonę i dr*.
- Coś mi przyszło do głowy. Pewne wyjaśnienie Mą kolega George dysponuje kluczem do tego mieszkam. Dostał Pułitzera, odbywa wieczory autorskie, wykłada * New Schooł i romansuje z kobietami, z dziewczynami, w pia z każdą po kolei, a ponieważ ze względów oczywistych
ci, i ponieważ trudno czasem o miejsce w nowojorskim hotelu... on zresztą cierpi na chroniczny brak pieniędzy,, wiele jego kobiet to mężatki, więc i do nich pójść nie można - jak dotąd, referowałem samą prawdę - to George czasami sprowadza je tutaj.
Ostatnie słowa prawdą nie były. Były kłamstwem dyżurnym, którym wielokrotnie ratowałem się w przeszłości, » ilekroć odkryto u mnie inkryminujące dowody intymnej obecności innej kobiety, pozostawione czy to przez zaniedbanie, czy celowo. Kłamstwo dyżurne, stara śpiewka. Nie ma się czym chwalić.
- Ach tak - odparła Carolyn. - Więc George pieprzy 1 wszystkie swoje kobiety w twoim łóżku.
- Nie, nie wszystkie. Ale część - owszem. George korzysta z łóżka w pokoju gościnnym. To mój przyjaciel. Jego małżeństwo nie jest rajem. Przypomina mi moje własne. Tylko skoki w bok dają mu oczyszczenie. Posłuszeństwo i go dławi, jak mogę mu odmówić?
- Na coś takiego jesteś zbyt pedantyczny, Davidzie. Zbyt uporządkowany. Nie wierzę w ani jedno twoje słowo. W twoim życiu wszystko jest na swoim miejscu, wszystko wyważone, wszystko celowe...
- No i to właśnie powinno cię przekonać...
- Tutaj ktoś był, Davidzie.
- Nie było nikogo. Nie ze mną. Naprawdę nie wiem, czy) to tampon.
Sytuacja była iskrząca, napięta, aie dzięki kłamstwu w Żywe oczy przetrwałem i Carołyrt, na szczęście, nie porzuciła mnie w chwili, gdy potrzebowałem jej (ak nigdy. Ode-szła dopiero później, na moją prośbę.
Przepraszam, muszę odebrać ten telefon. Muszę odebrać Przepraszam...
Wybacz, że cię zostawiłem na tak długo. A nie był to nawet telefon, na który czekam. Dzwonił mój syn. Pragnął mi zakomunikować, jak głęboko dotknięty czuje się tym, co powiedziałem mu przy ostatnim spotkaniu. Chciał się też upewnić, czy dostałem jego łist z wyrzutami.
Nigdy, powiem ci szczerze, nie myślałem, że stosunki między nami ułożą się gładko - podejrzewam, że syn zacząłby mnie nienawidzić nawet bez zachęty z mojej strony. Wiedziałem, że to trudna ucieczka i że przez mur mogę skoczyć tylko sam. Gdybym go zabrał, gdyby taka możliwość w ogóle istniała, to i tak byłaby bez sensu, ponieważ on miał osiem łat, a z małym dzieckiem nie mógłbym prowadzić takiego życia, o jakie mi chodziło. Musiałem go zdradzić, co nigdy nie zastało i nie zostanie mi wybaczone.
Rok temu, w wieku łat czterdziestu dwóch, mój syn został cudzołożnikiem: od tego czasu nachodzi mnie niezapowiedziany, kiedy chce. Jedenasta, dwunasta, pierwsza, nawet druga w nocy - dzwoni domofon: „To ja. Wpuść mnie, otwieraj!" Kłóci się z żoną, wypada z domu, bierze samochód i, chcąc nie chcąc, ląduje u mnie. Odkąd dorósł, nie widywaliśmy się latami; miesiącami nie rozmawialiśmy