krewnym najukochańszej z żon. Poprzedni lokator pozostawił po sobie mnóstwo niemożliwych do zidentyfikowania zawiniątek, dzid i strzał wetkniętych w strzechę. (Nie mogłem przestać myśleć o Mary Kingsley, która przebywając wśród ludu Fang, znalazła w swojej chacie ludzką rękę). Po rozpakowaniu się umieściłem swoje sprzęty na belkach dachu. Rozpiąłem mapę Poli zdobytą w stolicy. Mapa budziła ogromny podziw Dowayów, a ponieważ nie mogli pojąć jej istoty, prosili, bym wskazał wioski, w których nigdy nie byłem. Kiedy potrafiłem zadośćuczynić ich życzeniu, prosili, bym nazwał zamieszkujących wioskę ludzi, i nie rozumieli, dlaczego umiałem zrobić jedno, a drugiego już nie.
Jako kolejną oznakę szczególnej przychylności naczelnik przydzielił mi dwa składane krzesła, takie jak to, które widziałem podczas mojej pierwszej wizyty w Kongle. Okazało się, że są to jedyne krzesła w całej wiosce, i ilekroć ktoś godny pojawiał się z wizytą u naczelnika, zabierano je z powrotem do jego chaty. Krążyły więc między nami na podobieństwo smokinga, którym dzieliliśmy się z trzema innymi kolegami podczas studiów na uniwersytecie.
Umeblowanie mojej chaty stanowiło łóżko z ubitej ziemi — najbardziej niewygodne łóżko, z jakim kiedykolwiek i gdziekolwiek miałem do czynienia. Za niewyobrażalną kwotę pieniędzy kupiłem sobie cienki materac wypchany bawełną, na który naczelnik spoglądał z zawiścią. Łóżka wzbudzały w nim silne emocje. Wyznał mi, że chciałby umrzeć na żelaznym łóżku, które zostawiłby w spadku synowi.
— Termity nie dałyby rady go zjeść — chichotał wesoło. — Iłytyby wściekłe.
W ciągu trzech pierwszych tygodni lało z nieubłaganą gwałtownością. Powietrze było przesycone wilgocią. Pleśń pokazywała się na każdej nie osłoniętej powierzchni i bardzo się bałem o obiektyw mojego aparatu. Spędzałem czas, próbując przyswoić sobie podstawy języka. Afrykanie są zwykle dwu- lub trójjęzyczni, przynajmniej w pewnym zakresie, lecz w większości przypadków nie mają żadnych doświadczeń w uczeniu się języka inaczej jak podczas spotkań towarzyskich. Idea zapisywania czasownika we wszystkich jego formach, czasach, trybach dla zapoznania się z systemem gramatycznym jest im z gruntu obca. “Uczą się swoich języków w dzieciństwie i z łatwością przechodzą z jednego na drugi.
Dowayowie nie zdawali sobie sprawy, jaką trudność może sprawiać ich mowa przybyszowi z fEuropy. Ich język jest językiem tonalnym i wysokość głosu podczas wymawiania wyrazu wywiera kolosalny wpływ na jego znaczenie. Wiele języków afrykańskich ma dwa tony, język Dowayów ma ich cztery. Nietrudno rozpoznać, czy ton jćst wysoki, czy niski, ale pomiędzy nimi może być wszystko „Sprawę komplikował dodatkowo fakt, że Dowayowie operowali wysokością dźwięku przy tworzeniu głosek przejściowych, wysokość dźwięku mogła być też zakłócana przez sąsiednie wyrazy. Do tego wszystkiego należało jeszcze dołożyć kwestie dialektów. Na niektórych obszarach tony zlewały się ze sobą, używano także odmiennego słownictwa i innej składni. Ponieważ liczy się ton względny, trudno mi było z początku przestawić się z rozmowy z kobietą o wysokim głosie na rozmowę z mężczyzną, u którego tony wysokie mogły być mniej więcej na poziomie tonów niskich u kobiety. Ale najbardziej przygnębiało mnie coś, co stało się bez mała normą. Spotykałem Dowaya i pozdrawiałem go. Nie miałem z tym żadnego kłopotu. Mój asystent ćwiczył ze mną długo i wytrwale: ■
— Czy niebo jest dla ciebie czyste?
— Dla mnie niebo jest czyste. Czy dla ciebie także jest czyste?
— Dla mnie także jest czyste.
Przez to wszystko należało przejść przy każdym powitaniu. Anglicy skłonni są nie przywiązywać wielkiej wagi do zwyczajów tego rodzaju, uważając je za zwykłą stratę czasu, lecz Dowayowie nie spieszą się tak jak my i łatwo ich urazić, gdy się je zaniedba. Po powyższym wstępie należało powiedzieć coś nieistotnego, na przykład:
— Jak idzie w polu?
Albo:
— Skąd wracasz?
Twarze moich rozmówców wydłużały się w głębokim zdziwieniu. Mój asystent wtrącał się i mówił — słyszałem na własne uszy — dokładnie to samo, co ja. Twarze się rozjaśniały: -- .
59