śmierć. Komuny przynajmniej wiedzą, kiedy i jak umrzeć, pozostawiając po sobie odrobinę mądrości jak ziarno na nowy siew”14.
To ziarno to po prostu doświadczenia indywidualne zdobyte dzięki uwolnieniu się na pewien czas od konwencjonalnych póz, frazesów, gestów i zabiegów, dzięki zakwestionowaniu - choćby na krótko - codziennego rytuału zachowywania się „jak wszyscy” i podjęciu próby odnalezienia wespół z innymi podobnymi ludźmi jakichś wartości własnych.
Krótko mówiąc, we współczesnym świecie możemy mieć, zdaje się, do czynienia z nową wersją utopii zakonu. Ale do współczesnej utopii jeszcze w tej książce powrócimy. Tymczasem wypada jedynie zauważyć, że w utopii zakonu zawsze zawarte są dwie możliwości; jest ona już to azylem, w którym można się schronić w celu zachowania własnej odrębności, już to „szkołą flanc” przygotowującą nowy świat, w którym kiedyś wszyscy staną się najlepsi. Tym samym utopia.zakonu graniczy czasem z utopiami eskapistycznymi, rezygnu-jącj^przękształcenia społeczeństwa, jako całości, cza-sem zaś zbliża się do utopiLpolityki. Najdoskonal-szym^przykładem tej drugiej możliwości były bodaj izraelskie kibuce, które odegrały taką rolę w tworzeniu nowego społeczeństwa. Co prawda, także ono okazało się niezupełnie zgodne z ideałem, a kibuce przetrwały tylko na jego marginesie.
14 P. Richardson, No morę frccfolk. w: T. Roszak (wyd.). Sources, New York 1972. s. 308.
Czy w samym pojęciu utopii polityki nie tkwi wewnętrzna sprzeczność? Co najmniej od czasów Machia-vellego polityka wyrabia sobie przecież reputację umiejętności praktycznej, w której liczy się raczej techniczna sprawność niż moralna ocena. Polityk działa, utopista osądza. Pierwszy operuje z konieczności elementami tego świata, który drugi pragnąłby właśnie w całości odrzucić. Oczywiste jest wprawdzie, że polityk piastować może w duszy jakiś obraz społeczeństwa idealnego, ale jego społeczna rola wydaje się przeciwstawna roli utopisty. „Polityka - mówi jeden z bohaterów Nadziei Andre Malraux - nie jest współżyciem ze snami. Nie można wybierać marzenia. Wybierasz nas albo ich, tę lub tamtą z sił działających. Reszta to złudzenie”. To była wypowiedź rewolucjonisty, ale ten sposób widzenia polityki cechuje nie tylko rewolucjonistów, a nawet nie ich przede wszystkim, gdyż za owym przeciwstawieniem „my” i „oni” kryje się w końcu marzenie o własnym zwycięstwie i zbudowaniu nowego wspaniałego świata, do którego „oni” zagradzają drogę. Normalnemu politykowi każde marzycielstwo jest tak samo obce.
Utopista dokonuje totalnej negacji świata istniejącego wraz z tymi jego alternatywami, pomiędzy którymi wybiera polityk. Utopista uchyla się od uznania jego „albo-albo” za nieprzekraczalne granice ludzkiego my-
153